15.05.2015

[2] One

OSTATNIO:
"- Mów do cholery! - wrzasnąłem.
- Loren nie żyje, a twoje dziecko walczy o życie. - przełknął ślinę, a moje oczy zapełniły się słonym płynem. - Caroline Braun miała wypadek samochodowy, godzinę temu, przed chwilą podali informację w telewizji.
        Nic więcej nie pamiętałem, zapadła ciemność, ostatnią rzeczą był ból głowy i decyzja, która zrodziła się w mojej głowie w jednej chwili. Mój syn, czy kobieta, którą kochałem. "




      Nie miałem zielonego pojęcia co tak naprawdę się dzieje. Miałem wrażenie, że to jeden z moich koszmarów i zaraz się obudzę, a w najgorszym wypadku, że Michael robi sobie ze mnie żarty. Przecież to absolutnie nie było możliwe. Tak dzieje się tylko na filmach, albo w tanich, książkowych krzyżówkach dramatu i romansu.
       Leżałem na łóżku, a obok mnie kręciła się Grace z mokrą, zimną szmatką, którą zwilżała moje czoło. Miałem gorączkę?
- Panie Bieber? 
- Odsuńcie się ode mnie. - odepchnąłem Michaela, podrywając się z łóżka.
      Pędem wybiegłem z pokoju, omal nie wywracając się, pokonując po 3-4 schodki w dół. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w tym pieprzonym szpitalu. Nie kontrolowałem swoich ruchów. Otworzyłem drzwi wyjściowe i skierowałem się do windy. Naciskałem przycisk "wołania" non stop, póki drzwi nie rozsunęły się. Zanurzyłem się w prostokącie i kilkakrotnie wcisnąłem "poziom 0". Myślałem, że ciągłe naciskanie tego samego przycisku, przyśpieszy urządzenie. Drzwi zaczęły powoli się zasuwać, gdy w ostatniej chwili zauważyłem dłoń, którą ktoś włożył do środka, powodując, że ponownie się rozsunęły.
- Nie pozwolę panu prowadzić w takim stanie. - Michael stanął obok mnie.
      Nawet na niego nie spojrzałem. Byłem jakby zahipnotyzowany, nie docierało do mnie nic. Chciałem tylko znaleźc się w szpitalu, a może tak naprawdę nie chciałem? W jednej chwili uderzyło to we mnie jakbym był podłączony do elektrycznego krzesła. Wcale nie chciałem tak szybko tak dotrzeć. Co ja miałem zrobić?
       Byłem ojcem. Ja, Justin Bieber mam syna, który jest w szpitalu i walczy o życie, które ja mu dałem. W jego żyłach płynęła moja krew, miał moje geny, był mój. Zawsze będzie ze mną związany, będzie do mnie podobny. Dlaczego ja się zastanawiałem? Miałem do wyboru maleństwo, które nie miało już nikogo poza mną, ponieważ jego matka zmarła przy porodzie, albo kobietę, którą pokochałem. Kobietę, która stała się dla mnie tak ważna, jak nikt inny do tej pory. Stała się dla mnie wszystkim, czego potrzebowałem, wypełniała wszystkie dziury w moim sercu, likwidowała we mnie tą ogromną pustkę. Ostatnie wydarzenia spowodowały, że miałem wątpliwości szczerości jej uczuć, ale nie do swoich. Kochałem ją, prawdziwym uczuciem.
- Co z nią? - spytałem Michaela.
        Dodał gazu i odchrząknął. Nie spojrzałem na niego i byłem pewien, że on nie spojrzał na mnie. Nie wiem czy nie mieliśmy wystarczająco odwagi, czy po prostu próbowaliśmy oboje ukryć to, jak naprawdę odbieramy całą sytuację. Miałem zaczerwienioną twarz i podkrążone od płaczu oczy. Trzęsły mi się dłonie i miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuje od nadmiaru emocji i nerwów. Uchyliłem okno.
- Jest bardzo poobijana, połamana.. - zaczął cicho, a miałem nadzieję, że utrzyma tą grobową ciszę. - Wiele urazów wewnętrznych, paraliż, ucierpiał kręgosłup a najbardziej głowa.
         Zacisnąłem szczękę, by nie dać wyjść na zewnątrz resztce moich emocji. Zakląłem w duchu. Dlaczego do cholery jej musiało się to stać? Dlaczego dziś? Gdybym tylko przyjechał wcześniej.. Gdybym przyjechał po nią, nic by się nie stało. Byłaby uśmiechnięta, byłaby zdrowa, bezpieczna i nie leżałaby w szpitalu, walcząc o życie. To wszystko była moja wina..
        Michael zaparkował pod szpitalem. Droga minęła mi jakby trwała pięć minut. Szybkim krokiem obszedłem samochód i zmierzyłem ku wejściu. Przed rozsuwanymi, szklanymi drzwiami szpitala, była grupa fotografów i dziennikarzy. Poczułem ścisk w brzuchu i to był ten moment, gdy chciałem zawrócić, Dziennikarze, czy strach to spowodował? Nie miałem pojęcia. Chciałem zwiać, najzwyczajniej w świecie uciec. Odwróciłem się w tył, gdzie twarzą w twarzą, znalazłem się w obiektywem kamery. Zakląłem pod nosem. Tak bardzo nie chciałem z nimi rozmawiać na ten temat, właściwie to z nikim nie miałem ochoty. 
- Panie Bieber, czy wie pan co się stało pani Braun?! - zabiegał mi drogę, gdy ponownie zwróciłem się ku szpitalowi, mknąc w ten tłum dziennikarzy.
- Panie Bieber, wie pan coś w tej sprawie?
- Jak czuje się panna Braun?!
- Co się stało?!
- Czy pan przejmie jej firmę? 
- Co łączy pana z Caroline Braun? 
- Czy to prawda, że Braun nie żyje?
          Na to pytanie zatrzymałem się po środku tego rozszalałego tłumu i przymknąłem powieki. Przecież to naturalne, że Caroline żyje. Nie mogła umrzeć, jest zbyt silna, to nie mogło być prawdą.
         Zacisnąłem mocno dłonie w pięści, a jednocześnie też i szczękę. W jednej sekundzie znalazłem się w środku, nie słysząc ich pytań, opinii, oskarżeń, podejrzeń a przede wszystkim faktów. Kolana ugięły się pode mną, i zrobiło mi się słabo. Podparłem się o ścianę, by nie upaść na podłogę. Dłonią złapałem się za pierś, po lewej stronie i powoli wypuszczałem powietrze. Czułem, jakby moja głowa miała eksplodować. Wszystko ponownie uderzało we mnie ze zdwojoną siłą. Brakowało mi tchu, brakowało mi sił. Zrobiło się ciemno, a ja nawet nie byłem świadom tego, gdzie się znajduje, co się dzieje. Wiedziałem tylko, że znów ukazała się moja słabość, że znowu nawaliłem. Dwie najważniejsze osoby w moim życiu były na granicy życia i śmierci, a ja wędrowałem po krainach. Stale zatrzymując się na chwilę, by zaczerpnąć tchu. Powroty do rzeczywistości były najgorsze. W sumie lubiłem te moje wymyślone miejsca i sytuacje. Tam przynajmniej byłem szczęśliwy.


~Biegła w moją stronę, a wiatr rozwiewał jej włosy. Długie, ciemne, piękne i zdrowe włosy, które jak zawsze prawie miała lekko pofalowane. Z sekundy na sekundę była coraz bliżej, widziałem ją coraz dokładniej i ostrzej. Dystans coraz bardziej się zmniejszał. Po chwili kobieta zatrzymała się około dwudziestu metrów przede mną. Po prostu przestała biec. Szła bardzo powoli, kurczowo trzymając coś w ramionach. Moja ciekawość wzrosła, dlatego i ja powoli kierowałem się w jej stronę. Zaczęło padać, zaczęło wiać mocniej. Po krótkiej chwili, gdy dzieliło nas już naprawdę niewiele, zorientowałem się, że trzyma ona na rękach dziecko. Nasze dziecko. Próbowałem ich uchronić samym sobą, swoim ramieniem, ale wszystko na około, jakby chciało nas rozdzielić. Nie mogłem na to pozwolić.~

- Proszę pana, czy wszystko w porządku? Coś pana boli? 
        Jakaś pielęgniarka, która nachylała się nade mną podała mi dłoń i pomogła mi się powoli wyprostować. Spojrzałem na nią, mrużąc powieki. Moje usta zacisnęły się w jedną kreskę. Znajdowałem się w jakiejś sali, gdzie był jeszcze jedno, puste łóżko, kilka przeszklonych szafek, półek, stolików i komputerowych urządzeń. Potrząsnąłem lekko głową i dotarło do mnie co się stało. 
        Straciłem przytomność, znów. Poderwałem się z łóżka i natychmiast skierowałem w kierunku drzwi, prowadzących do wyjścia. Wybiegłem na korytarz i po mojej lewej zobaczyłem Michaela, który siedział na tym twardym, szpitalnym krzesełku. 
- Gdzie on jest? - spytałem krótko. 
- Panie Bieber! Co to za zachowanie? - tuż za mną wyszła ta młoda pielęgniarka. - Proszę natychmiast wrócić do zabiegowego.
       Zaśmiałem się, po chwili zerkając na nią. W moich oczach znów pojawiły się łzy, a knykcie znów był białe. 
- Właśnie umiera mój syn, jego matka zmarła przy porodzie, moja dziewczyna jest umierająca, a pani każe mi wracać do tej pieprzonej sali? 
       Jej twarz zrobiła się bledsza od ściany, a usta ułożyły się w literkę 'o'. Uwielbiałem widząc ludzi w całkowitym szoku, zwłaszcza gdy był on spowodowany moimi słowami. Nie wiem, tak już miałem. 
- Gdzie on jest? - wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
- Drugie piętro, na końcu korytarza po lewo. - odezwał się Michael, stojący za mną.
         Nie chcąc tracić ani sekundy więcej wyminąłem pielęgniarkę i skierowałem się do windy. Ponownie po kilka razy na sekundę naciskałem przycisk, by winda zjechała na mój poziom i zabrała mnie na górę. Kląłem pod nosem, zupełnie nie wiedząc dlaczego. Może było to spowodowane tym, że gdy rozsunęły się przede mną drzwi windy, spanikowałem. Gdy zamknęły się przede mną, odgradzając mnie od wszystkiego, serce przyśpieszyło mi, wykraczając poza normę. Wyobrażałem sobie wszystko, od tego jakby wyglądał pogrzeb takiego maleństwa, przez pogrzeb Loren, aż do tego, jak bardzo musi cierpieć ten mały chłopczyk, mój synek. Jedyna tak bliska mi osoba..
      Wyskoczyłem z windy i jakby coś mnie prowadziło, od razu skierowałem się w długi korytarz, a na jego końcu skręciłem w lewo. Nagle, jakby coś zwolniło moje kroki, wbrew mojej woli. Już nie biegłem, ani nawet nie szedłem szybko. Stawiałem stopę przed stopą, bardzo powoli, słysząc płacz dzieci. Nie mogłem opanować drżenia swoich dłoni. Dotknąłem ściany, sunąc po niej dłonią. Kroczyłem na przód, ciągle walcząc ze swoim wnętrzem. Tak panicznie się bałem, tak bardzo chciałem stąd uciec i się obudzić, by to wszystko okazało się jednym, wielkim koszmarem. 
      Nagle pod dłonią poczułem coś dziwnego, coś zimnego i śliskiego. Szkło. Obróciłem głowę w lewo i spojrzałem przez szybę, za którą mieściła się duża sala. Były tam małe łóżeczka i dużo komputerów, szczególnie przy jednym. Przyłożyłem obie dłonie do wielkiego okna, do którego przykleiłem też czoło. Zagryzłem wargę, czując, jak łzy leją mi się po policzku. Objąłem wzrokiem młodą kobietę, która stała przy jednym takim łóżeczku i trzymała swoje dzieciątko za rączkę. Uśmiechała się przelotnie. Dziecko wyglądało na zdrowe. Tuż przede mną stało małżeństwo. Facet podtrzymywał swoją kobietę, która ciągle płakała. Ich dziecko miało coś przyczepione do rączki i płakało. Ścisnęło mnie w środku. 
        Z prawej strony było trzecie łóżeczko, przy którym stało dwa duże urządzenia. Dzieciątko było do nich podłączone. Na rączce miało malutki wenflon, przy twarzy cienką rurkę, a ten pieprzony komputer cały czas pokazywał bicie jego serduszka. Linia biegła spokojnie, bardzo powoli. Miałem wrażenie, że za chwilę stanie się po prostu prostą, długą kreską. Byłem pewien, że to mój syn, ja wiedziałem, że to on. Wojownik. Mój mały wojownik walczy o życie od pierwszych chwil. Głośno płakał, miał czerwoną skórę i niespokojnie się kręcił. Uderzyłem w szybę. Miałem gdzieś, że nie można, że ci rodzice się obejrzeli na mnie, że zachowuję się jak gówniarz. Miałem to wszystko w dupie. 
- Co pan wyprawia? - ktoś szarpnął mnie za ramię
       Stłumiłem szloch i po prostu ominąłem ją. Zawróciłem. W głowie miałem tylko obraz mojego dziecka i non stop wyobrażałem sobie, jak bardzo cierpi. Stał nad przepaścią, a mnie przy nim nie było. Nie mogłem na to patrzeć, to wszystko mnie po prostu przerastało. Nie wiedziałem co mam robić. 
        Nie wiem ile tak chodziłem. Nie wiem ile przeszedłem korytarzy, może i pięter? Zupełnie nie wiedziałem, gdzie się znajduję. Usiadłem na szpitalnym krześle i ukryłem twarz w dłoniach. To był moment, gdy rozpłakałem się jak dziecko, jak cholerny dwulatek, gdy ktoś zabierze mu zabawkę. Płakałem, szlochając. Korytarz był pusty, była noc. Nikt nie mógł mi przeszkodzić. Ścisnąłem pięści i uderzyłem w swoje udo. Jęknąłem cicho i mocno wypuściłem powietrze z płuc. Przymknąłem oczy i wstałem.
- Opamiętaj się, tam jest twój syn, który cię potrzebuje. - powiedziałem sam do siebie.
        Nie mogłem się poddać. Musiałem wziąć się w garść dla mojego małego chłopaka. On był najważniejszy, tylko on będzie osobą, która zostanie ze mną na zawsze. Jestem jego ojcem, muszę przy nim być. Muszę zrobić wszystko, by ulżyć mu cierpienia. Jest taki kruchy, taki malutki.. 
       Ruszyłem w przód, poprawiając kurtkę. Pociągnąłem nosem i otarłem oczy z łez. Czułem się jak cholerna baba. Nigdy nie płakałem. Zawsze byłem twardy, a teraz? Dalej musiałem taki być, dla niego. Zrobię wszystko, by my pomóc. Wszystko.
       Szedłem korytarzem i po obu moich stronach były rozmieszczone sale, z takimi samymi szybami. Nie chciałem patrzeć na tych wszystkich chorych ludzi. Nie mogłem, to mnie rozwalało, a ja właśnie przed chwilą postanowiłem się pozbierać. Dla syna. 
- Tracimy ją!
- Defibrylator, siostro!
       Coś się działo. Ktoś umierał. Spojrzałem w prawo. W tej sali lekarz i dwie pielęgniarki stali wokoło łóżka i jakiegoś pacjenta, któremu najwyraźniej się pogorszyło. Podszedłem tak blisko, że szyba była zaparowana od mojego oddechu. Wtedy zaznałem prawdziwego szoku, jakbym zakrztusił się powietrzem. Nie mogłem nabrać powietrza i czułem, jakby ktoś wyrwał mi serce. Lekarz odsunął się od łóżka, zmierzając do wyjścia, a pielęgniarki spuściły głowy. Co to oznaczało?! 
- Co to do kurwy nędzy oznacza? - wyszeptałem, gdy lekarz wyszedł z sali.
- Nie udzielamy informacji o pacjentach nieznajomym osobom, ale naprawdę mi przykro. - spojrzał smutnym wzrokiem w moje oczy, wymijając mnie.
        Leżała tak spokojnie, bez ruchu. Twarz miała posiniaczoną. Z ciemnymi włosami na białej poduszce, wyglądała niczym anioł. Była taka bezbronna, tak cholernie niesprawiedliwie potraktowana przez życie. Nie miałem ochoty nawet płakać, po prostu zamknąłem oczy i zacząłem biec przed siebie. Moja mała.. Mój syn..




_______________________________________
Oto pierwszy rozdział drugiej części!
Mam nadzieję, że was nie zawiodłam!


Mam niecne plany co do tego opowiadania...
będziecie w szoku.........


KOMENTUJCIE
proszę was... to dla mnie dużo znaczy
chcę zobaczyć ile z was czekało na drugą część
zmotywujcie mnie!


~~~~trailer~~~~

24 komentarze:

  1. No nareszcie.. Ile można było czekać, aczkolwiek nie po to tutaj piszę.
    Rozdział jak najbardziej na plus, jednak ciekawi mnie jak wszystko się skończy. A właściwie będzie tak, że oboje pewnie zajmą się tych małym urwisem. Musi tak być.
    Jak zwykle świetnie, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW!!! Naprawdę świetnie piszesz! Ciekawe jak to wszystko się skończy.
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział! Zapowiada się bardzo ciekawie. Strasznie się cieszę. Z niecierpliwością czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  4. O Moj Boze... Świetny! Szkoda mi ich wszystkich, kazdy cierpi no ��
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. genialny! z niecierpliwością czekam na kolejny! jesteś świetna! :)
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem co mam pisac. Zamurowało mnie...
    Dawaj kolejny bo nie wytrzymam..!!! :((

    OdpowiedzUsuń
  7. Omg swietny rozdzial,jeju nie wiem co myslec i normalnie prawie poplakalam sie na to ehhh to takie smutne mam nadzieje ze to sie jakos polepszy i bedzie sie teraz dzialo wiecej lepszych zdarzen bo inaczej moje serce peknie eh,czekam na kolejny :) @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  8. o mój Boże *o* fantastyczny :*
    Twoje ff jest cudowne :3
    Czekam na kolejny z niecierpliwością :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny ♥
    Proszę niech to wszystko dobrze się skończy ;c
    Już nie mogę doczekać się nn.

    OdpowiedzUsuń
  10. O rany! Chyba jeszcze nigdy tak nie ryczałam na jakimś rozdziale... Cudowne!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział boski !! Czekam na następny z niecierpliwością :)
    @olusia5692

    OdpowiedzUsuń
  12. Boooski! !! Ona ma żyć! !! @arianatorka

    OdpowiedzUsuń
  13. Pierwszy rozdział a ja już płaczę przez Ciebie, kobieto :o Jak ty śmiesz w ogóle się tak nad nami od razu znęcać?! Kto umarł, co się dzieje, cholera! Nie wiem co mam powiedzieć, ale emocje, które towarzyszą przy czytaniu tego opowiadania są nie do opisania. Niesamowite! Czekam niecierpliwie na kolejny <3 Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Trailer zapowiada świetnie drugą część, i mam nadzieje że taka będzie. Mam nadzieje że Justin poradzi sobie z tą sytuacją, i wszystko zakonczy się dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  15. co do cholery!?mam nadzieję, że to wszystko dobrze się skończy i z Caroline będzie dobrze..II część opowiadania zapowiada się genialnie!
    już nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja pierdole???? To jest tak niesamowite, tak cudownie piszesz.... Jeju nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  17. O kurwa! Co to było? Ona musi żyć, dziecko zresztą też. CUDOWNY ROZDZIAŁ!!! Już nie mogłam się doczekać. Teraz zresztą kolejnego też nie mogę. Kurde co za emocje. Ja nie wiem ile jeszcze wytrzymam w tej niepewności.

    OdpowiedzUsuń
  18. Swietny ! Naprawde extra cxekam nn, prosze dodawaj szybko rozdzialy, bo nie umiem sie doczekac!

    OdpowiedzUsuń
  19. Miazga! Ale to zupełnie jakiś cholerny koszmar. Syn mu umiera no i jeszcze Caro!! Ale wiem, że nie umrze, nie może.!
    I zapraszam Cię do siebie http://pod-ciezarem-krolestwa.blogspot.com/ na spoiler IV rozdziału

    Aha i proszę! niech jego synek przeżyje!

    OdpowiedzUsuń
  20. Raz po raz tu zaglądam i smucę się za każdym. Czekam na nowy rozdział. Proszę, napisz coś!

    OdpowiedzUsuń
  21. coś pięknego... tak dobrze opisujesz emocje.. To była Caroline? JA JEBIE mam dość.. cały czas płacze kocham to fanfiction.. napawde

    OdpowiedzUsuń