2.05.2015

Twenty one

OSTATNIO:
"- Nie chcę byś ze mną była. - wysunął dłoń z mojej.
- J-jak to? - zająknęłam się. - Nie rozumiem. - zaśmiałam się nerwowo.
          Wiedziałam, czemu mnie odtrąca. Chronił mnie przed samym sobą."


Caroline:
       Nie, to nie było łatwe, ani przyjemne. Nie miałam pojęcia tak naprawdę co mam zrobić, jak się zachować, a tym bardziej co powinnam. Objęłam się ramionami, gdy Justin wysunął swoją dłoń z mojej. Chciałam krzyczeć i wrócić na ten pieprzony kamień, na którym to wszystko wymyśliłam. Byłam tak podekscytowana planem życia z Justinem, który okazał się całkowicie omylny. Zaśmiałam się pod nosem i poczułam, jak z moich oczu zaczęły ściekać ponownie łzy.
        Czy to nie jest tak, że jak kobieta płacze przez faceta, to to powinna być dla niego największa hańba? Przypominając sobie słowa swojej matki, uniosłam głowę w górę, by Justin mógł doskonale widzieć moją twarz. Mężczyzna po krótkiej chwili również uniósł głowę, dzięki czemu nasze spojrzenia skrzyżowały się. Byłam przekonana, że nie musiał w sumie patrzeć na mnie, by upewnić się, że płaczę, bo na pewno to słyszał. 
- Nie płacz, Care, nie warto. - wyprostował się i zrobił krok w moją stronę.
         Nawet nie drgnęłam, gdy położył swoje dłonie na moich ramionach. Czułam jego dotyk, za którym mówiąc szczerze tęskniłam. Nie mam pojęcia w jaki sposób niby tak nagle zmieniłam swoje zdanie, co do niego. Może już wystarczająco broniłam się przed tym wszystkim? 
         Spojrzałam w jego oczy. Nie był niczego pewny. Widziałam to, zresztą też czułam. Odrzucał mnie, bo myślał, że nie jest dla mnie, że nie zasługuje na kogoś takiego jak on. To wszystko co mi opowiedział o sobie i o swojej rodzinie utkwiło w moim wnętrzu, ale przecież Justin w niczym nie zawinił. Był pokrzywdzony, brutalnie wychowywany i to dlatego jest nerwowy, porywczy. Dlatego zagłuszał swoją pustkę spowodowaną utrata ukochanej mamy narkotykami. 
- To wszystko, co mi opowiedziałeś.. To nie ma wpływu na moją decyzję. 
- Loren też tak mówiła. Moja była dziewczyna, ta narkomanka. - włożył dłonie do kieszeni. - Mówiła, że to nie z litości. Obiecywała, że mnie kocha, że chce być ze mną i na początku rzeczywiście sprawiała, że zapominałem o tym całym piekle, rozmawiała ze mną, swoją motywacją, spowodowała, że skończyłem studia i założyłem swoją obecną firmę. Gdy tylko na moim koncie pojawiło się o kilka zer więcej, zmieniła się. 
- Czy ty właśnie sugerujesz, że zależy mi na twoich pieniądzach? - zaśmiałam się. - To niedorzeczne, mam swoje.
          Justin zaśmiał się słodko i oblizał dolną wargę. Ominął mnie i stanął za mną, ponownie mnie dotykając, tym razem swoje dłonie położył na moim karku. Wzięłam głębszy oddech i wypuściłam powoli. 
- Mówię o tym, że była ze mną z litości. - powiedział cicho, ale słyszałam go doskonale, ponieważ jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej, ponieważ mężczyzna nachylił się. 
           Poczułam narastającą we mnie złość. Może w dodatku poczułam się urażona? Odwróciłam się, by spojrzeć mu w oczy. Gdy nasze twarze znajdowały się zaledwie kilka centymetrów od siebie, mój podbródek zaczął drżeć. Zaciskając nieznacznie szczękę, chciałam powstrzymać się od płaczu. Justin stał, jakby niewzruszony. Bolała mnie jego postawa, ale czułam, że jeszcze coś mogę zdziałać, dlatego nie chciałam rezygnować. Skoro on walczył o mnie tyle czasu, ja nie mam prawa zrezygnować po jednym słowie "nie".
         Z zaskoczenia ujęłam jego twarz w dłonie i przyciągnęłam nieco do swojej. Musnęłam wargami, jego usta i zamarłam w bezruchu. Czułam, że Justin patrzy w dół, na moje usta, a nosem ociera się o mój. Objął mnie jedną ręką w tali, drugą położył na moim policzku. Ponownie go pocałowałam, składając delikatny pocałunek, pozwalając moim ustom zostać chwilkę dłużej na jego wargach. Zadrżałam, a w moim brzuchu pojawiło się jakby stado motyli. Zaśmiałam się w duchu, że robię z siebie nastolatkę. 
- Jesteś moja? - wyszeptał niemal bezgłośnie.
- Tak, Justin..
         Nasze wargi zetknęły się po raz trzeci, ale już nie z mojej inicjatywy. Justin zaczął mnie całować z własnej woli. Jego usta i szczęka były spięte, jakby był wystraszony, lub przechodził głęboki szok, zdenerwowanie. Nadal trzymając dłonie na jego policzkach, jedną zjechałam na jego kark, delikatnie masując, próbując go rozluźnić. Justin jęknął w moje usta, gdy rozchyliłam usta, dając mu upragniony dostęp. Wsunął swój język, ocierając nim o mój. W tym momencie, jego mięśnie stopniowo przestawały się spinać. Justin przesuwał palcami po mojej skórze i zaczął wczuwać się w naszą bliskość. Czułam, jak angażuje się w to całym sobą, a przede wszystkim sercem. Zrobiło mi się gorąco, gdy uniósł mnie w górę z pośladki i posadził na masce samochodu. Nie przestawał mnie całować, a gdy oparłam się dłońmi o maskę tak, że kręgosłup i głowę mogłam odchylić w tył, przesunął się na moją szyję, zostawiając tam mokre pocałunki. Jęknęłam, przymykając powieki. Nie poznawałam siebie. Chciałam więcej i więcej, nie mogłam przestać, a nawet nie chciałam. Mężczyzna sunął dłonią od mojego ramienia w dół, po linii mojej talii, a ja nagle przypomniałam sobie, gdzie jesteśmy. Jednym gestem dłoni, odepchnęłam go od siebie i poprawiłam bluzkę.
- Jesteśmy przy cmentarzu. - powiedziałam krótko. 
- Jasne. - zaśmiał się Justin, chowając ręce za siebie. - Nic już nie robię.
        Zeskoczyłam gładko z maski samochodu i wsiadłam do środka na miejsce pasażera. Po krótkiej chwili mój towarzysz wziął ze mnie przykład i zrobił dokładnie to samo.
- Dokąd, panno Braun? 
- Do domu, czyż nie? 
        Mój telefon zaczął wibrować. Zanim przeszukałam torebkę minęła dość długa chwila, więc dziwiłam się, że dzwonek jeszcze się rozlega. To Hannah, po raz siódmy od godziny. To niewiarygodne, jak się zmieniłam. Przecież moja firma zawsze była dla mnie najważniejsza, a teraz nie mam ochoty odebrać telefonu od mojej sekretarki. Postanowiłam jednak zobaczyć co słychać. 
- Słucham?
(-) Panno Braun, próbuję dodzwonić się do pani od ponad godziny! 
- Przecież mm urlop, nie rozumiem co w tym dziwnego. 
(-) Jestem tego świadoma, lecz niestety przez przeoczenie jednej bardzo ważnej wiadomości, jestem zmuszona przerwać pani wyjazd. 
        Zmarszczyłam czoło i uniosłam brwi. Zupełnie nie wiedziałam o co jej chodzi, co może być aż tak ważnego? 
- Może twój narzeczony wpadł do biura i kazał cię szukać? - zaśmiał się Justin. Musiał słyszeć co mówi Hannah. Uderzyłam go lekko pięścią w ramię i pogroziłam palcem, karcąc z najbardziej poważną miną, jaką byłam w stanie zrobić.
- Słucham, Hannah, mów. - wróciłam do rozmowy.
- Otóż bankiet u państwa Queen, głównych sponsorów pańskiej firmy jest dzisiaj. Organizowany specjalnie na cześć głównie właśnie Braun's Finance. Zobowiązała się pani do osobistego przyjścia i zrobiła potwierdzenie, tydzień temu. 
- Zupełnie zapomniałam! - podniosłam głos. 
- Jako osobę towarzyszącą podała pani Scotta McCalla, menadżera i wspólnika.
        Zamarłam. Justin zacisnął dłonie na kierownicy aż pobielały mu knykcie. Rozszerzyłam oczy. Całkowicie zapomniałam o tym człowieku. Nie miałam pojęcia co się z nim teraz dzieje, gdzie jest i czy w ogóle żyje.
- Panno Braun? Potrzebuję informacji i pani decyzji. Mam zadzwonić i powiedzieć, że nie może pani przybyć? 
- O której zaczyna się bankiet? 
- O 20. - odparła Hannah. Aktualnie zegarek wskazywał godzinę 14. 
- Będę. Z Justinem Bieberem. - powiedziałam, sama nie wierząc w swoje słowa. Poczułam na sobie wzrok Justina. Rozłączyłam się, wkładając telefon do kieszeni. 
        To dopiero będzie zabawa. 


Justin:
         Caroline rozmawiała ze swoją sekretarką. Słyszałem całą rozmowę, ponieważ mówiła jakoś dziwnie głośno, chyba, że jej iPhone ma taki głośnik, nie wiem. Gdy powiedziała, że jednak zjawi się na tym bankiecie spojrzałem na nią zaskoczony. Nie wyobrażacie sobie jak moje zdziwienie skoczyło w górę, gdy powiedziała, że przyjdzie ze mną. Co to miało być?!
- Co?! - poruszyłem się na fotelu kierowcy.
        Dziewczyna schowała telefon i zapięła pasy, ignorując mnie. Uhh, jaka ona była irytująca!
- Caroline, wytłumacz mi.
- Pomyślałam, że będzie dobrze, jak wrócisz do tego świata razem ze mną. Zostawiłeś firmę, nagle wyjeżdżając. Szczerze powiem ci, że upada i potrzebuje cię. - usiadła bokiem na fotelu, a ja wyjechałem na drogę. Już chciałem się wtrącić i nabrałem powietrza by coś powiedzieć, ale uprzedziła mnie. - I nie mów, że to przeze mnie. - zaśmiała się.
- Skąd wiesz że chciałem to powiedzieć? - ukazałem białe zęby w szerokim uśmiechu. 
- Trochę cię już znam. - puściła mi oczko. 
           Przyśpieszyłem. Dzieliło nas jakieś 3 godziny drogi do Beverly Hills. Musiałem wrócić po swoje rzeczy do hotelu, w którym mieszkałem tymczasowo. Choć z drugiej strony, wcale nie musiałem tego robić. Do hotelu wziąłem ze sobą tylko kilka sztuk bielizny i codzienne ubrania. Większość została w moim domu w Beverly Hills, gdzie rzeczywiście zostawiłem wszystko i po prostu wyjechałem. Czasem to wracało do mnie tak dotkliwie i mocno, że momentami czułem się jak psychopata. Miałem wyrzuty sumienia, że tak łatwo się poddałem i zrezygnowałem ze wszystkiego, na co tak ciężko pracowałem. Nie miałem coraz częściej siły mierzyć się z rzeczywistością, od której tak uciekałem. Przy tej dziewczynie wszystko się zmieniało. Chociaż to ona była powodem, przez który podejmowałem decyzje, ale skupiałem się konkretnie na niej i na danej chwili i wszystko inne przestawało się liczyć. 

          Cała droga zeszła dość szybko, choć było to ponad trzy godziny. Trochę porozmawialiśmy, pośmialiśmy się. Później zasnęła. Prawie dwie godziny miałem dla siebie. Ponownie wszystko zwaliło mi się na głowie. Zerkałem na nią, jak przybierała co jakiś czas inne pozycje, jak niewinnie i pięknie wyglądała. Ta kobieta wyznała mi miłość, to niewiarygodne. Jak miałem w to uwierzyć? Tak nagle, niespodziewanie mówi mi, że mnie kocha. Dlaczego? Na pewno była w tym litość i cholera, nie mogłem się z tym pogodzić. 
          Gwałtownie zahamowałem pod hotelem, w którym mieszkała jeszcze miesiąc temu. Miałem nadzieję, że to nadal jest prawda, że nie przeprowadziła się do niego, albo on do niej. Zacisnąłem ręce na kierownicy, zapominając, że Caroline obudziła się od siły mojego zatrzymania pojazdu.
- Co jest? Justin? - jęknęła, przeciągając się. - Jak dobrze, że jesteś. Miałam straszny sen. - szybko odpięła swoje pasy i rzuciła się w moją stronę, zarzucając mi ręce na szyję. Klęczała na swoim fotelu.
         Była taka słodka. Złość natychmiast ze mnie odpłynęła i i objąłem ją ramieniem. Miała przyśpieszony oddech a jej skóra była naprawdę ciepła. Co takiego musiało jej się śnić?
- Co takiego, mała?
- Śniło mi się, że odejdziesz, znikniesz, nie będziesz chciał mieć ze mną nic wspólnego i..
- Shh - przerwałem jej to wyliczanie - Nic już nie mów, okej? 
         Uśmiechnąłem się do niej jak najwiarygodniej umiałem. Trochę poczułem się smutny, ponieważ jej sen był dokładnym odzwierciedleniem moich myśli. Była dla mnie wszystkim, naprawdę chciałem być z nią do końca tego kłamliwego świata, bo była jedyną osobą, przy której moje serce dostawało palpitacji. Ale nie mogłem zdzierżyć tego, że to litość. Tego, że to wszystko może być sztuczne. Byłem przekonany, że to niemożliwe. Jak można kochać kogoś takiego, jak ja? Kto wychował się w domu, który śmiało można nazwać psychiatrykiem? Wykorzystałem ją do własnych korzyści, miałem w planach zniszczyć jej firmę! Zleciłem, by ją okradziono i.. Starczy, to po prostu nie ma sensu, byłem pewien, że mam rację.
- Przyjedziesz o 19 po mnie? - wyrwała mnie z przemyśleń.
- Jasne. - rzuciłem krótko.
          Dziewczyna położyła dłoń na moim policzku i złączyła nasze usta. Nikogo nigdy tak nie pożądałem, jak jej. Była ideałem, wyśnioną pieprzoną perfekcją. Rozchyliłem delikatnie wargi, mimo tego, że w głowie non stop huczało mi ogromne ,,nie''. Poddałem się tej kobiecie, mojej cudownej nieosiągalnej anielicy. 
         Odsunęła się ode mnie delikatnie, a ja zauważyłem, że mój oddech nieco przyśpieszył. Jak ona na mnie działała! Spojrzałem w jej oczy, które błysnęły. Uniosła kącik ust i opuściła mój samochód. Z piskiem opon niemal natychmiast odjechałem. Włączyłem się do ruchu drogowego i stałem się jego uczestnikiem. Wcisnąłem pedał gazu i rozpędziłem auto. Po chwili byłem już na podjeździe swojej posesji. Bramę otworzył Patric, zszokowany moim widokiem. 
          Zostawiając samochód w garażu, wysiadłem, zmierzając do windy. Czułem się dziwnie, jakbym poruszał się w obcym dla siebie miejscu. Wjechałem na pierwsze piętro i skierowałem się do wejściowych drzwi. Wciągnąłem głęboko powietrze i nacisnąłem klamkę. Moich uszu od razu dobiegł głośny śmiech Michaela, mojej prawej od zawsze ręki. Wraz z Grace siedzieli w kuchni. Przeszedłem przez salon i po chwili przekroczyłem próg łuku kuchennego. Głosy zamilkły natychmiast. Obsługa wpatrywała się we mnie, jakbym był duchem. Uśmiechnąłem się szeroko i otworzyłem lodówkę, wyjmując z niej karton soku pomarańczowego.
- Co jest? Wróciłem do domu, żyję i mam się dobrze. - przerwałem głuchą ciszę.
- Panie Bieber, dobrze pana znów widzieć. - pierwszy odezwał się Michael.
- Dziękuję, was również. - oparłem się dłońmi o blat kuchenny. - Grace, cudotwórczyni ty moja, zjadłbym coś porządnego. - puściłem jej oczko.
- Oczywiście, oczywiście! - uśmiechnęła się i od razu schyliła się po dużą deskę do krojenia. 
- Nie ma to jak w domu. - zanuciłem i skierowałem się do mojej sypialni.
         Gdy zamknąłem za sobą drzwi, oparłem się o nie plecami. Westchnąłem i postanowiłem, że nie będę się użalał nad tym wszystkim, że dziś się oderwę. Po chwili wziąłem prysznic i poczułem się już lepiej, do chwili, gdy nie przypomniałem sobie o Loren i o tym, że termin porodu miała wyznaczony dwa dni temu. Może jestem już ojcem? 


~muzyka~ (włączcie--> oddziałuje na emocje! nawet ja płakałam!)
         Poluzowałem sobie krawat i wróciłem do pozycji, w której tkwiłem przez ostatnie dwie godziny. Dochodziła 19, a ja nadal leżałem na łóżku, wpatrując się w sufit. Po co ubrałem się w ten cholerny garnitur? Nie pojadę tam z nią, nie pojadę po nią. Nie mogę tego zrobić ani jej, ani sobie. Po prostu nie mogę.
         Kochałem ją. Kochałem ją cholernie mocno. Była wszystkim, czego potrzebowałem i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, ale nie miałem zamiaru przechodzić przez to wszystko ponownie. Nie chciałem żyć w świecie kłamstw, tego było już za wiele. Miałem ochotę odłączyć się od wszystkiego. Po co tu wracałem? Dlaczego dałem się na to wszystko ponownie nabrać?
         Mój telefon zadzwonił po raz czwarty. Miałem tego dosyć, wiedziałem, że to ona. Było już po 19. Wystawiłem ją, zraniłem ponownie, wiem. Ale to było najlepsze wyjście z sytuacji, nie mogłem postąpić inaczej. Telefon dzwonił jeszcze trzy razy. Nagle do pokoju wbiegł Michael, nie pukając, nie prosząc, nie ostrzegając. Nie poruszyłem się ani o centymetr.
- Dzwonili ze szpitala.
         Te słowa podziałały na mnie jak zimny prysznic. Poderwałem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na niego wyczekującym spojrzeniem. 
- Jak to kurwa ze szpitala? 
- Panna Loren przed chwilą urodziła syna.
         Zamarłem w bezruchu. Odebrało mi jakąkolwiek zdolność mówienia, a oddech się urwał. Boże, ja do cholery jestem ojcem. Właśnie urodził się mój syn! Wstałem z łóżka i ruszyłem w kierunku drzwi. Musiałem jak najprędzej tam jechać, tak pragnąłem go ujrzeć. Gdy miałem wyminąć Michaela, ten wystawił rękę, zatrzymując mnie. Natychmiast go odepchnąłem.
- To nie wszystko. - uciął.
        Uniósł wcześniej spuszczoną głowę, a w jego oczach ujrzałem łzy. Łzy w oczach Michaela?! Moje serce przyśpieszyło i przeszedł mnie zimny dreszcz.
- Dlaczego ty do cholery płaczesz? Jestem ojcem! - podniosłem głos i uśmiechnąłem się pierwszy raz od kilku godzin. 
- Justin - powiedział do mnie po imieniu pierwszy raz w życiu, kładąc mi dłoń na ramieniu. Strumień łez spłynął po jego policzku, a z korytarza usłyszałem cichy szloch Grace.
- Powiedz mi co do kurwy się tu dzieje - nie panowałem nad swoim słownictwem, nie panowałem nad niczym, byłem w szoku, a wszystko w moim wnętrzu krzyczało, że stało się coś strasznego. Popchnąłem go na ścianę, bardzo mocno i sam podszedłem bliżej.
- Mów do cholery! - wrzasnąłem.
- Loren nie żyje, a twoje dziecko walczy o życie. - przełknął ślinę, a moje oczy zapełniły się słonym płynem. - Caroline Braun miała wypadek samochodowy, godzinę temu, przed chwilą podali informację w telewizji.
        Nic więcej nie pamiętałem, zapadła ciemność, ostatnią rzeczą był ból głowy i decyzja, która zrodziła się w mojej głowie w jednej chwili. Mój syn, czy kobieta, którą kochałem. 




______________________________________
NIC CHYBA TUTAJ NIE DODAM....
ps: wieeelkie dzięki za cudowny szablon @MalikDrug JESTEŚ WIELKA <3

proszę was, skomentujcie to...
napiszcie co sądzicie...
POTRZEBUJĘ WAS

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ!
tytuł drugiej części to "Incomplete"
nie zdradzę już więcej szczegółów :D
czekam teraz na nowy zwiastun 
kocham was <3

34 komentarze:

  1. O jeny, popłakałam się!!! 😭 cudowny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. O ja pierdole. Przepraszam za słownictwo ale nic nie opisuje tego co teraz czuję. Jak mogłaś to zrobić! Xd Cudowny rozdział. Moje serce bije 2x szybciej niż powinno. Nie wiem ile wytrzymam w tej niepewności.

    OdpowiedzUsuń
  3. O KURWA MAĆ, nie wierzę w to! Jak... Co z czym... Nie wiem co powiedzieć. Dlaczego zakończyłaś w tym momencie!? Emocje naprawdę są niesamowite, to jest najlepsze opowiadanie jakie czytam do jasnej cholery. Nie da się bez przekleństw, poważnie! O ja pierdole nie mogę.

    OdpowiedzUsuń
  4. nie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!1 to nei moze byc prawda!

    OdpowiedzUsuń
  5. NIENIENIENIENIENIENIENIENIENIENIenienie PROSZĘ O NN:( <3

    OdpowiedzUsuń
  6. O nie tylko nie to !!! Proszę dodaj szybko kolejny !!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kobieto... co to za rozdział ? Czy ty chcesz mnie wpedzic do grobu? Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Ale hej,nie rozumiem czemu Justin wystawił Caroline .. to jest takie to skomplikowane / @Vejtaszewska

    OdpowiedzUsuń
  8. ja...ja po prostu jestem w głębokim szoku po prostu! Co tu się dzieje! Ja chyba nie wierzę w to co czytam. Doprowadziłaś mnie do łez!

    OdpowiedzUsuń
  9. Genialny rozdział ♥
    Współczuje Justinowi ;c Ma tak cholernie trudny wybór.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakie to smutne...
    Caroline musi żyć, musi żyć dla Justina!
    Nie rób nam tego! To takie wzruszające...
    Może zajmą się małym? Jakby było cudownie, choć to chyba mało prawdopodobne... Czy on przeżyje? Nie oszukujmy się trochę namieszał w tym opowiadaniu, ale przecież dziecko nie jest niczemu winne, więc nie uśmiercaj go.
    Świetne opowiadanie, czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  11. O matko...dwa dni temu zaczelam to czytac..i jestem pod wrazeniem..ja chce juz wiecej! Genialnr to opowiadanir, blagam ja chce juz nastepny rozdzial!

    OdpowiedzUsuń
  12. Jezu takiego obrotu sprawy bym się nie spodziewała! Rozdział cudny! Czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  13. O Boże, ahskahd, jaki Ty masz talent! Ino szkoda ze w takim momencie urwalas...jest świetnie, oby Justin wybrał sluszna decyzje
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  14. co to sie porobiło o.o ? jak to caroline i jego syn ?! kocham to ff :*

    OdpowiedzUsuń
  15. OMG ale się dzieje! Już nie mogę doczekać się nn!

    OdpowiedzUsuń
  16. Dzieje się w tym rozdziale !! Jest on po prostu świetny, mam nadzieję, że Carolinie przeżyje!! Czekam na następny z niecierpliwością <33
    @olusia5692

    OdpowiedzUsuń
  17. nie wierze że ją wystawił, skoro ona mu pokazuje za każdym razem że nie jest z nim z litości.. i jeszcze ten wypadek, wow

    OdpowiedzUsuń
  18. Boze dziewczyno nienawidzę Cie strasznie yh, dodaj następny rozdział jak najszybciej bo to bedzie dla mnie katorga jeśli sie nie pojawi chociaż do piątku! Mowię poważnie! Pozdrawiam cieplutko z Warszawy

    OdpowiedzUsuń
  19. ojej! czekam niecierpliwie na dalsze części :)
    jest świetnie!
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. nie ma za co kochana!
    TA KOŃCÓWKA NAPRAWDĘ JEST MEGA SMUTNA :(

    OdpowiedzUsuń
  21. Tyle nieszczęścia na raz?!! Justin, ogarnij się i walcz o obydwoje! Niech synek przeżyje, bo Jus i Care będą super rodzicami ;3

    OdpowiedzUsuń
  22. Pewnie Justin zaopiekuje się synkiem i będzie go wychowywał z Caroline. Świetny rozdział, pełen emocji. Potrafisz zaskakiwać :)
    Pisz kolejny jak najszybciej :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ten rozdział przeczytałam na przerwie szkolnej 15-sto minutowej, a później na lekcji nie mogłam się skupić. aż chciało mi sie płakać. Niby już sobie wszystko wyjaśnili, a tu takie buuum. MASZ TO WSZYSTKO NAPRAWIĆ !!!!! Dodawaj jak najszybciej kolejny, czekam...xx

    OdpowiedzUsuń
  24. Wooow, ale się dzieję. Uwielbiam twoje ff, proszę jak najszybciej o kolejny...!!!

    OdpowiedzUsuń
  25. Świetny, nic dodać, nic ujac. Poza tym wydarzeniem na końcu tego rozdziału. Niech to będzie jakiś sen. Napisz, że się zdrzemną i to mu się śniło. Blagaaam...xx

    OdpowiedzUsuń
  26. Co z tego że pisałam już komentarze, pod tym rozdziałem. Mogę pisać bez przerwy, bo wiem że na nie zasługujesz, na wszystkie pozytywne oczywiście. Mogę pisać cały czas, żeby Cie ,,zadowolić" :D
    Za to należy Ci się nagroda Nobla i Oscaryy xx
    Pozdrawiam serdecznie i Wenyyy życzę ��

    OdpowiedzUsuń
  27. Świetny rozdział...xx

    OdpowiedzUsuń
  28. płaczę i nie wiem co mam zrobić...

    OdpowiedzUsuń
  29. Ja jebie.. kurwa mac :oooo jak to kurwa wypadek!?!?!?! Ja chcyba mam depresje... płacze od 3 dni.. naprawde.. ja sie budze z placzem to mi sie sni!! Jak jej sie cos stanie to ja nie wytrzymam.. jak ty potrafisz zaskakiwac! Dlaczego on nie pojechal po nia!! Glupi tak to by moze nie bylo wypadku! I razem pojechaliby do dziecka! Jak to przeczytalam to zaczelam krzyczec na caly dom az mama przyszla xddd poprostu masz dodac kolejny!! Juz!!!!!!! Pozdrawiam:) /littleprinces

    OdpowiedzUsuń