OSTATNIO:
"- Czemu przywiozłeś mnie na cmentarz Justin? - ominęła temat.
- Leży tu moja matka. - spiąłem usta, zaciskając szczękę, a mimowolnie i pięść, w której trzymałem jej małą dłoń."
~muzyka~
Pierwszy raz od dłuższego czasu tak się denerwowałem. Trzymając jej dłoń, czułem jak drży moja. Raz było mi zimno, raz ciepło. Czy to było dla mnie aż tak ważne? Może nie pojmowałem tego umysłem, ale moje serce szalało. Serce. Zaśmiałem się w duchu. Paradoks, pieprzony paradoks, że w ogóle tutaj przyjechałem. Po tylu latach, w dodatku w takim stanie. Narkotyki już ze mnie zeszły, dlatego nie czułem się najlepiej. Obiecywałem sobie, że nie zacznę znów ćpać, tak, jak obiecywałem sobie całą masę innych rzeczy.
Zatrzymałem się, nie wiem czemu. Może to zaczynało mnie przerastać? Puściłem jej dłoń i od razu zacisnąłem pięść. Przygryzłem wnętrze policzka i uniosłem wzrok nieco w górę, by spojrzeć jej w oczy i po raz kolejny udowodnić, że jestem zbyt słaby i nie daję rady. Kurwa, jestem do niczego.
- Nawet nie myśl o tym, by się teraz wycofać. Nie po to przyjechałam tutaj, by teraz wrócić bez niczego. - usłyszałem. - Zrobiłam to dla ciebie, rozumiesz?
Ile ta dziewczyna ma w sobie siły i chęci pomocy? To niewiarygodne. Nie mogłem jej zawieść. I tak już wystarczająco ją skrzywdziłem, nie chcę by jeszcze kiedykolwiek przeze mnie cierpiała. Chcę opowiedzieć jej o wszystkim co pamiętam, później ma wolną rękę. Decyzja należy do niej.
Ruszyłem w przód, mijając ją bez słowa. Skręciłem w pierwszą ścieżkę po lewo, następnie wszedłem w rząd pomników i nagrobków. Mijałem je, czytając napisy. Kobiety, mężczyźni, dzieci, nastolatkowie. Nienawidziłem cmentarzy, cholerne zło.
Po dłuższej chwili zatrzymałem się przy dużym, marmurowym, jasnym pomniku ze złotymi, wyżłobionymi literkami. Wsunąłem dłonie do kieszeni i westchnąłem. Zawiał mocny wiatr, który zmierzwił mi grzywkę. Naciągnąłem kaptur bluzy na głowę i chyba powoli zaczynało do mnie docierać gdzie jestem. Przed grobem znajdowała się drewniana ławeczka na co najmniej dwie osoby, którą zrobiłem sam. Było to ponad 10 lat temu, a nadal wyglądała, jakby nikt jej nigdy nie używał, ponieważ naprawdę tak było.
- Tu właśnie leży moja matka. Francis Queen. - szepnąłem, a mój wzrok zatrzymał się na jej zdjęciu, który było na tablicy nagrobkowej.
Piękna kobieta o śniadej cerze, dużych, ciemnych oczach i długich, farbowanych na hebanowy kolor włosach. Przypomniałem sobie jej uśmiech i matczyne ramię, które mnie obejmowało. Przypomniałem sobie jak się mną opiekowała, wołała mnie na obiad i za każdym razem całowała w czoło. Nigdy nie zapomnę tego, że tylko ona potrafiła mnie rozbawić, że to dzięki niej moje dzieciństwo ma jakikolwiek kolor, lekki przebłysk tęczy po ogromnej burzy. Po chwili mój uśmiech, który pojawił się na mojej twarzy przez łzy, zniknął, gdy mój wzrok przesunął się na ostatnie wyżłobione słowa. "Zmarła przez szczególne okrucieństwo".
- Justin? Opowiedz mi, proszę opowiedz.
~Justin's memory~
12letni chłopiec wreszcie wyszedł ze szkoły i mknął w kierunku domu. Nie mógł się doczekać kiedy opowie mamie o dobrych ocenach, jakie udało mu się dziś zdobyć. Był z siebie zadowolony, a jeszcze większą radość dawało mu to, że wiedział, że mama będzie z niego dumna. Nikt nie mógł zastąpić mu ukochanej mamy, która była dla niego najważniejszą osobą na świecie. Była dla niego wszystkim, bo tylko ona się nim interesowała, tylko ona zauważała, że w ogóle istnieje.
Chłopiec pobiegł. Był dzieckiem, potrzebował jakoś rozładować swoją energie, a dziś miał jej wyjątkowo dużo. Bieganie sprawiało mu przyjemność, nie czuł zmęczenia.
Przebiegł przez czarną bramę, która ledwo trzymała się na zawiasach i pogłaskał psa, który natychmiast znalazł się przy jego nodze. Frugo był jego ukochanym psem, za którego skoczyłby w ogień. Pocałował go pomiędzy oczami i czym prędzej dopadł do drzwi swojego małego domu, z którego odpadał tynk. Gdy tylko uchylił drzwi, poczuł zapach alkoholu i usłyszał krzyki. Wiedział co to oznacza. Tata wrócił i znów jest pijany, znów się bał.
- Pieprzona dziwko! Co ma znaczyć, że mam wyjść?! To jest mój dom!
- Justin nie jest bezpieczny przez ciebie! Masz się stąd wynosić! - jego mama łkała.
Powoli ruszył do przodu, zatrzymując się przy framudze drzwi kuchennych. Krył się za ścianą, by go nie zauważyli.
- Nie obchodzi mnie ten gówniarz! - uderzył kobietę tak mocno, że spadła z krzesła. - Nie obchodzisz mnie ty! - kopnął ją w brzuch, a przecież tam był mały braciszek Justina!
Jego mamusia zaczęła głośno krzyczeć i płakać. Tata podniósł ją za ramiona i mocno szarpnął, tak, że upadła, uderzając o stół. Chłopiec zauważył krew, duża plama zaczęła pojawiać się na podłodze. Kobieta przestała krzyczeć i poruszać się.
- Mamusiu!
Justin nie wytrzymał napięcia sytuacji i podbiegł do mamy, ile miał sił w nogach. Był cały zapłakany, a nawet nie był świadomy, że to robi. Kucnął przy niej i uniósł jej głowę. Łapał ją za dłonie i krzyczał, by otworzyła oczy. Na darmo. Krew była już wszędzie. Nie tylko w pobliżu jej głowy, ale też nóg, co wynikało z poronienia, ale Justin nie miał o tym pojęcia. Usłyszał hałas, na który odwrócił się w stronę, z której dochodził. Zauważył ojca, leżącego na podłodze, który rozbił butelkę na głowie, dokładniej na skroni.
Malutki chłopiec cały we łzach i w krwi, nie wiedział co robić. Stracił nie tylko ukochaną matkę, zwyrodniałego ojca i jeszcze nienarodzonego brata, ale także stracił siebie. Od tej pory nic już nie było takie same, Justin nigdy nie będzie już sobą. Trauma zostanie z nim do końca dni.
Przytulił się do dużego brzucha mamy i przestał płakać. Patrzył, nawet nie mrugając.
~the end of Justin's memory~
Caroline:
Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Co to biedne dziecko musiało przeżyć?! Jak można być takim... Psychicznie chorym człowiekiem. Justina ojciec był chory psychicznie. Zamordował swoją żonę i nienarodzone dziecko, a potem odebrał życie i sobie. Nie mieściło mi się to w głowie. Miałam ochotę uciec, zapomnieć o tym, co usłyszałam. Niestety było za późno, było stanowczo za późno.
Justin zaczął się trząść, wiedziałam, że to kosztowało go bardzo wiele, by wrócić pamięcią do tego dnia, gdzie tak naprawdę jego życie się skończyło. Próbowałam się powstrzymać, próbowałam wziąć w garść, ale nie miałam na to siły. Z moich oczu zaczęły wylewać się strumienie słonego płynu, nad którymi nie miałam już kontroli. Nie byłam w stanie się opanować. Wiem, że powinnam być dla niego podporą w tej sytuacji, że powinnam być twarda, ale nie mogłam, po prostu nie potrafiłam. Zarzuciłam mu dłonie na kark i mocno przyciągnęłam do siebie. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas, by takie coś nie miało miejsca, nie mogłam pojąć tego, że nie mogłam zrobić niczego, co by mu pomogło.
Trzęsącymi się dłońmi ujęłam jego twarz i pokierowałam, by na mnie spojrzał. Nie chciałam nic mówić, bo nie było odpowiednich słów.
- Zostawiłem ją tutaj samą. - wychlipiał. - Ale nie byłem w stanie, naprawdę.. Musiałem stąd uciec, inaczej.. inaczej by mnie tutaj nie było, nie..
Złączyłam nasze usta, by tylko go uciszyć. Nawet w takich okolicznościach, gdy jego ciało stykało się z moim, czułam niesamowite dreszcze. Złożyła na jego ustach pocałunek, którego nie odwzajemnił. Poderwał się z ławeczki i odszedł kilka kroków, nagle i niespodziewanie zwracając się w moją stronę. Oczy miał zaczerwienione, drżały mu wargi i broda. Był w rozsypce, totalnej.
- Jak do cholery się zachowujesz?! Cały czas mieszasz mi w głowie, robisz ze mnie idiotę! - krzyczał, jakby zapomniał gdzie jest.
W pełni go rozumiałam. Nie miałam prawa go całować, nie miałam prawa go dotykać. Nie powinnam tutaj z nim przyjeżdżać. Nonstop robiłam mu nadzieję, a on też przecież ma uczucia. Pomijając mnie, gdzie totalnie nie wiedziałam co robić.
- Jestem twoim pieprzonym wyjściem awaryjnym?! - przeczesał dłonią włosy i upadł po chwili na kolana, opierając łokcie o nagrobek. Twarz ukrył w zagłębieniu łokcia i wybuchł, po prostu pękł. Jakby był tutaj sam. Mówił coś zdławionym głosem, ale nie byłam w stanie zrozumieć co takiego. Byłam przekonana, że mówi do mamy, swojej zmarłej, ukochanej mamusi.
Wstałam, poprawiając kusą kurteczkę. Nie mogłam już na niego patrzeć. To wszystko zaczynało mnie przerastać. Emocje, uczucia i nadmiar informacji gromadzący się w mojej głowie. Kurczowo objęłam się ramionami i zacisnęłam szczękę, by nikt nie usłyszał mojego szlochu. Zamrugałam szybko powiekami, by pozwolić łzom spłynąć.
Spanikowałam. Zaczęłam biec. Nie wytrzymałam. Pędziłam do bramy, przez którą weszliśmy, następnie przebiegłam przez ulicę. Biegłam przez siebie mijając drzewa, krzewy, kamienie. Chciałam znaleźć się jak najdalej od tego wszystkiego i mieć chwilę dla siebie. Czułam się jakby ktoś wyssał ze mnie wszystko.
Po dłuższej chwili usiadłam na jakimś ogromnym kamieniu w środku lasu i okryłam twarz w dłoniach. Wyjęłam telefon, gdzie ujrzałam 15 nieodebranych połączeń od Matta i kilka SMSów. Tak bardzo się o mnie martwił, ale tak naprawdę w tym momencie miałam to głęboko gdzieś. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmyślania o moim rzekomym narzeczonym. W mojej głowie był tylko Justin i jego rodzice. Wszystko co usłyszałam. Rozłożyłam się tuż obok na trawie i zamknęłam oczy, rozmyślając o tym, co mam zrobić i co tak naprawdę mnie uszczęśliwi.
~muzyka~
Nie wiedziałam ile minęło czasu. Nie miałam pojęcia ile tak leżałam. Podniosłam się, otrzepując swoje ubranie. Czułam się zupełnie inaczej, jakbym cofnęła czas o kilka godzin. Ruszyłam przed siebie, obejmując się ramionami. Musiałam wrócić, musiałam tam wrócić i modliłam się, by to wszystko o czym myślałam i co postanowiłam nie zmieniło się, gdy tylko go ujrzę. A może on pojechał beze mnie? Może ma mnie dość? Nim zdążyłam się dłużej nad tym wszystkim zastanawiać, ujrzałam główną drogę. Wyszłam na prostą ścieżkę i skręciłam w prawo. Ujrzałam samochód Justina i odetchnęłam z ulgą. Chłopak siedział na masce, paląc papierosa. Wyglądał już zupełnie normalnie, perfekcyjnie. Zwolniłam kroku, bojąc się jak cholera naszej konfrontacji. Było mi trochę głupio, że zwiałam, ale miałam nadzieję, że on to zrozumie.
Zatrzymałam się około dwóch metrów przed nim, a jego wzrok nadal był utkwiony w przestrzeni. Wciągnęłam wargi do środka, czując jak narasta we mnie strach.
- Hej..
- Długo cię nie było. Ponad trzy godziny. - usłyszałam jego ochrypły głos.
- Przepraszam, po prostu musiałam pomyśleć. - odchrząknęłam, na co się zaśmiał. - Nie gniewasz się na mnie? - pokonałam dzielący nas dystans.
Justin przeniósł na mnie wzrok i oblizał dolną wargę.
- Dziękuje, że przyjechałaś tu ze mną i wysłuchałaś tego horroru. - uśmiechnął się blado, wyrzucając niedopałek. - Dobrze, że odeszłaś, miałem chwilę na to, by pobyć z moją mamą i uspokoić się.
- Nie chciałam, byś źle to odebrał, po prostu..
- Nie musisz mi nic tłumaczyć, Caroline. - przerwał mi. - Odwiozę cię do domu i zapomnimy, okej?
Wszystko we mnie jakby zadrżało, chciałam krzyczeć. Mimo tego, jak bardzo próbował ukryć swoje cierpienie, wiedziałam, że cholernie go to wszystko boli. Mój Justin..
- Nie chcę byś mnie odwoził.
- Powinnaś odejść. - nie odrywał ode mnie wzroku.
- Nigdzie się nie wybieram, Justin. Zostaje z tobą.
Na jego twarzy pojawił się szok. Oczy stały się większe, usta się rozchyliły. Wiedziałam, jak bardzo tęsknił za mną i jak mnie potrzebował. A jeszcze bardziej byłam pewna, że ja potrzebuję jego, jak niczego innego.
- Kocham cię, Justin.
- I potrzebowałaś trzech godzin, by dojść do takiego wniosku?
Zaśmieliśmy się oboje, a ja złapałam go za dłoń, splatając nasze palce.
- Nie możesz po prostu tak, jak w filmach wziąć mnie na ręce, okręcić się kilka razy i obiecać mi wieczną miłość?
Chłopak uśmiechnął się blado. Moje serce przyśpieszyło, czując, że nie wszystko jest tak, jak powinno być. Delikatnie wysunął swoją dłoń z mojej i spojrzał na mnie oczami pełnymi obojętności, smutku i bólu, przede wszystkim bólu.
- Nie chcę byś ze mną była.
- J-jak to? - zająknęłam się. - Nie rozumiem. - zaśmiałam się nerwowo.
Wiedziałam, czemu mnie odtrąca. Chronił mnie przed samym sobą.
________________________________________
co myślicie o historii Justina?
jak oceniacie decyzję Care?
jak oceniacie decyzję Care?
kochani, proszę was o komentarze..
na początku było ich ponad 40, a teraz ledwo 20..
dlaczego tak trudno wam cokolwiek napisać o rozdziale?
tracę motywację na pisanie tej historii..
liczę, że znów dacie mi energię i chęci, ponieważ bardzo chciałabym ją dokończyć..
wszystko w waszych rękach!
wspaniały! cieszę, że Caroline postanowiła dać szansę Justinowi :) Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńO cholera, tego się nie spodziewałam szczerze mówiąc... Jak on mógł przeżyć coś takiego? Aż nie wiem co powiedzieć. Jeszcze ta ucieczka Care, jej wyznanie miłości... Dlaczego ją odtrąca, skoro może mu pomóc? Idiota z tego Justina :( Jak zawsze robi wszystko by uciec od szczęścia. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńIDEALNY ROZDZIAŁ, chcę już następny :'(
OdpowiedzUsuńJeju, to był najbardziej szokujący, najsłodszy i najlepszy rozdział jaki do tej pory napisałaś!!! Aż się popłakałam a czytając nawet smutne ff zdarzyło mi się to jakieś 4 razy :D czekam na następny!!!
OdpowiedzUsuńWow szoczek !!! Extra , ja chce żeby byli razem !!!
OdpowiedzUsuńNiewiem co nawet napisac... Leja mi sie lzy strumieniami... Co on musial przezyc.. biedny Justin :( a ona? Go kocha KURWA ona go kocha heh.. On nie moze jej odtracic.. Rozumiem ze sie o nia martwi ale Boze.. W koncu moze byc dobrze :( a co z jej narzeczonym huh? Mam nadzieje ze bedzie miala na nieigo wyjebane i bedzir z Justinem w koncu.. W sumie to dobrze ze nie chce jej zranic bo pewnie zrobilby to niei raz.. Ale Blagam... Oni sa idealni. Dawno rak nie plakalam.. Te opowiadanie jest naprawde dobre.. Pozdrawiam i czekam na NN :*
OdpowiedzUsuńMatko! Boskie! Oni muszą być razem. Justin powinien się trochę ogarnąć, bo skóry uważa że ja kocha to powinien się postarać dla niej. Rewolucja.
OdpowiedzUsuńcudowny ! ❤️
OdpowiedzUsuńO boze hak slodkoo
OdpowiedzUsuńCo ty Justin wyprawiasz ?? Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńBoze co on musiał przechodzić? Biedny
OdpowiedzUsuńCała ta sytuacja jest taka przygnębiająca. Czekam na next
Proszę, niech oni będą razem. Niech wszystko się ułoży. Niech im wyjdzie, proszę.
OdpowiedzUsuńWoow O_O
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Był tak ciekawy że nie ogarnelam ze sie juz skonczylo. Nie spodziewałam się takiej przeszłości Justina. Jest mi tak bardzo go szkoda, teraz sie mu nie dziwie że brał narkotyki i wgl. Mam nadzieję że nie odrzuci Caroline bo oni są dla siebie stworzeni. Niech ona zerwie te zareczyny i niech żyją długo i szczęśliwie. Z niecierpliwością czekam nn. Kocham Cię za ten rozdział i cały ff. Pozdrawiam i życzę WENYY !!!!
WSPANIAŁEEEEE
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest perfekcyjny!
OdpowiedzUsuńOni musza byc razem! @arianatorka
OdpowiedzUsuńTen Justin to jakis niezdecydowany.. Sam chyba nie wie czego chce
OdpowiedzUsuńTak bardzo genialny ♥
OdpowiedzUsuńNiech Justin jej nie odtrąca ; c
Nic dodać nic ująć. Super rozdział nie mogę się doczekać kolejnego / @Vejtaszewska
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że Justin da szansę Caroline i wszystko jakoś się ułoży..rozdział genialny
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
Bardzo podoba mi się ten rozdział 😉 mam nadzieje ze Justin zwiąże się z Care ☺
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Mam nadzieje że wreszcie będą razem. Trzymam za nich kciuki :)
OdpowiedzUsuńŚWIETNE! naprawdę, jestem pod wrażeniem! :)
OdpowiedzUsuńoby tak dalej! czekam z niecierpliwością :)
http://art-of-killing.blogspot.com/
Jak nie urok to sraczka. Oni muszą być razem. W ogóle to takie smutne. Kochany Justin. ♡
OdpowiedzUsuńAwwww wspanialy rozdzial,jeju uwielbiam noo,nie spodziewalam sie takich rzeczy zwiazanych z nim to byl szok mam nadzieje ze juz beda razem i bedzie suuper a ja bede sie cieszyc 😉 ;) @nxd69
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze bedą razem :)))
OdpowiedzUsuńCUDOWNY ♡♡♡ MASZ OGROMNY TALENT <3
OdpowiedzUsuńgenialny :* pisz szybciutko kolejny <3
OdpowiedzUsuńczemu zmieniłaś szablon? tam ten bardziej mi się podobał :)
OdpowiedzUsuńTen jest przejściowy, czekam na zamówienie :)
OdpowiedzUsuńmi illumini