"- Przykładny tatuś. - usłyszałem z jej ust.
- Ty pieprzona.. - urwałem. Wyglądała zupełnie inaczej, niż wtedy, gdy widziałem ją po raz ostatni. Jej brzuch...był taki...duży..."
Justin:
Siedziałem naprzeciwko niej w salonie i biłem się z myślami. Co ja do cholery tutaj w ogóle robiłem? Dlaczego tutaj przyszedłem? Alkohol mi pomógł? Możliwe, ale teraz ta chęć porozmawiania z Ellen mi przeszła i chciałem jak najszybciej stąd zniknąć. Nie miałem ochoty na jakiekolwiek negocjacje i wyrzuty, a z drugiej strony nienawidzę, jak ktoś ze mną pogrywa. Albo teraz, albo nigdy, Justin.
- Inaczej się umawialiśmy. - warknąłem.
- Nie umawialiśmy się na to, że masz zabierać ją na romantyczne kolacje i randki, to miała być szybka akcja. - wzruszyła ramionami. - Obiecałeś, że zdobędziesz dla mnie informacje na temat jej firmy tak, bym mogła ją przejąć, ewentualnie zrównać z ziemią, a nie otrzymałam od ciebie żadnego telefonu a nawet wiadomości.
Dziwnie było mi tego słuchać. Jak ja mogłem zgodzić się na coś takiego do cholery? Przecież to bez sensu. Wstałem, przeczesując nerwowo włosy.
- To, czego się dowiedziałem, to stan konta w banku każdego pracownika w jej firmie, a mój informatyk pracuje nad dostępem do ich systemu. Jednak to wymaga czasu i dużych umiejętności, przecież..
- Jesteś beznadziejny. - przerwała mi. - Chciałeś ukryć, że będziesz ojcem przed całym światem, zgadzając się na chory układ w którym pomogłeś mi w zdobyciu nielegalnych i tajnych informacji, przez co mógłbyś siedzieć w więzieniu. To nie trzyma się kupy. - zaśmiała się.
- Odpuść sobie, Ellen. Dobrze wiesz, jak było i jak jest, tłumaczyłem ci to tysiące razy. Mam swoje życie i nie zamierzam go marnować.
Naprawdę to powiedziałem? Dziewczyna przeniosła na mnie nagle swój wzrok, jej oczy były nienaturalnie duże, czyżby efekt zdziwienia? Z drugiej strony po co miałem kłamać? Nie interesowało mnie to dziecko. Naturalnie, będę na nie płacił, by miało jak najlepsze życie, ale nie chcę go wychowywać, nie dorosłem do tego, nie jestem gotowy na to, by być ojcem.Ellen poderwała się z sofy i podeszła do okna. Położyła obie dłonie na dużym brzuchu i westchnęła.
- Mam nadzieję, że tego nie słyszałeś. - szepnęła.
To chłopiec. Cholera, to mój syn, będę miał syna. Nie miałem nawet pojęcia, by ją spytać. Przez osiem miesięcy miałem to głęboko gdzieś, chciałem po prostu ukryć ta wpadkę. Ukryć to, że sypiałem z kim popadnie, a co najważniejsze, że przespałem się z żoną mojego przyjaciela, mojego wspólnika, który myśli, że to jego dziecko. Nie mogę mu tego odebrać.
- Wyjdź stąd, Justin. Travis zaraz wróci.
- Mam to w dupie! - krzyknąłem. - Wszystko się wali, wszystko idzie nie tak jak powinno!
Uderzyłem w wazon, stojący na małym stoliku obok sofy. Po chwili usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła a ja opadłem na kolana, zupełnie nie wiedząc co robić. Pierwszy raz w życiu byłem w zupełnej pieprzonej kropce.
- Dopiero teraz dostrzegasz to, co straciłeś?
- Zamieszkaj ze mną, przenieś się do mnie, Ellen.
Co mnie napadło? Dlaczego ja to powiedziałem? Przecież to nie wypali, nie ma opcji. Caroline, przecież ona nie może się dowiedzieć. Znienawidzi mnie do końca życia, przecież nie mogę jej stracić.
- Kocham Travisa, nie rozumiesz? - kucnęła naprzeciwko mnie. - Jasne, że nie. Nie wiesz, co znaczy kochać. Chcę żeby moje dziecko wychowało się z dwójką rodziców, Travis będzie go kochał. - zobaczyłem łzy w jej oczach.
- Kochasz go? To dlaczego go okłamujesz? - zaśmiałem się pod nosem. - Zdradzałaś go ze mną.
- Przestań.
- A może to jego dziecko, a ty po prostu chciałaś wykorzystać moją pozycję. - podniosłem się i przeczesałem dłonią włosy.
- Gdy spałam z tobą, nie kochałam się jeszcze z Travisem. Jestem pewna, że jesteś ojcem, Justin.
W tym momencie usłyszeliśmy otwierające się drzwi, w których stanął Travis. W duchu modliłem się, by nie słyszał naszej rozmowy. Przełknąłem głośno ślinę i ani drgnąłem.
- Justin, stary co ty tu robisz? - kamień spadł mi z serca.
- Nie było cię w biurze, więc przyjechałem do ciebie, by się dowiedzieć, czy masz jakieś nowe informacje o firmie Braun?
- Tak, mam hasło dostępu do ich systemu, jesteśmy na prowadzeniu, Bieber.
Przeniosłem wzrok na Ellen, która wcale się nie uśmiechała. Dostała to czego chciała, firma Caroline może pójść na dno z jednym kliknięciem myszki. Czyżby ona też zrozumiała, że to był błąd? Cholera jasna. Tak blisko było, by Travis wszystko usłyszał. Nie wiedział o niczym, nawet nie wiedział po co mi to pieprzone hasło do systemu tej firmy, nie wiedział o pogróżkach do Caroline, nie wiedział nawet o sprawie ze Scottem. Co najważniejsze nie wiedział, że dziecko Ellen, to dziecko, którego nie jest prawdziwym ojcem. Czułem się, jak śmieć, że tak bardzo go oszukiwaliśmy, on na to nie zasłużył. Z drugiej strony, gdyby Travis był jego ojcem, rzeczywiście miałoby dużo lepsze życie. Powinienem siedzieć cicho i zapomnieć o wszystkim.
Caroline:
Kolejna sekunda, minuta, godzina. Cały czas to przeklęte cykanie wskazówek zegara. Nie wiedziałam ile tak naprawdę leżę na łóżku. Nie wiem ile przepłakałam, a ile krzyczałam w poduszkę. Nie wiem ile razy podnosiłam się i biegiem leciałam do łazienki, żeby zwymiotować. Czułam się gorzej niż źle. Myślałam, że jak zostanę sama to mi się polepszy bo będę miała czas, by sobie to wszystko ułożyć i przemyśleć na trzeźwo. Tymczasem było zupełnie odwrotnie. Miałam ochotę zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.
Całe to przesłuchanie przez inspektora Stevensa i ta cholerna świadomość, że nie pamiętam większości wieczora. Dlaczego to właśnie Justin musiał znów tam się zjawić? Śledził mnie. Dlaczego? Dlaczego tak cholernie próbuje wejść w moje życie, mimo tego, że nie powinien tego robić? Jak mam mu do cholery uświadomić, że nie ma prawa tego robić? Że go nie chcę. Chcesz. - syknęła moja podświadomość.
Z drugiej strony byłam mu tak cholernie wdzięczna, za to, że tego wieczoru jego kontrola znów przejęła nad nim władze, ponieważ gdyby nie on, nie wiadomo co by się ze mną stało. Byłam skłonna wybaczyć mu nawet to, że wkradł się do mojego biura. W sumie się nie wkradł, bo Hannah musiała go wpuścić. Byłam ciekawa, jakich użył argumentów. Swoją drogą potrafił być bardzo przekonujący, a ja to w nim uwielbiałam. Stop. Jego oczy i minę, jaką robił, gdy mimo wszystko chce cię do czegoś przekonać..
Nagle w pomieszczeniu rozległ się głośny dźwięk telefonu. Nie wiem, który raz on już dzwonił, ale miałam go naprawdę dość. Postanowiłam poderwać się z łóżka i wyłączyć go całkowicie. Gdy spojrzałam na wyświetlacz, na którym ujrzałam imię Christian, który był szefem całego oddziału mojej firmy, zajmującego się całym systemem, zabezpieczeniami i różnymi takimi, poczułam się dziwnie. Nie mogłam tego odrzucić.
- Słucham?
- Witam, panno Braun, przepraszam z natarczywość przez ostatnie trzy godziny, ale naprawdę jest pani w tej chwili niezbędna w firmie. - trzy godziny? tyle leżałam na łóżku, niczym starsza pani w depresji?
- Co się stało?
- Ktoś złamał kod dostępu do głównego dysku.
- Jak to jest w ogóle do kurwy nędzy możliwe?! - nie panowałam nad sobą. Z moich ust wysypywały się przekleństwa.
To było dla mnie zbyt wiele. Nie mogłam tyle unieść na swoich barkach, po prostu nie miałam tyle siły. Miałam ochotę najzwyczajniej w świecie się rozpłakać. Złamany kod dostępy do głównego dysku, do całego systemu, równa się koniec. Wszystkie umowy, dokumenty, tajne akta, a przede wszystkim pieniądze i dane osobiste klientów. Numery ich kont, hasła do nich. Przecież jeśli coś stanie się z kontem, któregoś z klientów, moja firma legnie w gruzach, w dodatku będę mieć straszne kłopoty. Cholera jasna!
- Godzinę temu ktoś wypłacił kwotę pół miliona dolarów, przelewając je na konto, które teraz już nie istnieje. Nie wiem, jak to jest możliwe. - jęknął, wpatrujący się w monitor Christian.
- Proszę wydrukować potwierdzenie wypłaty. Który to był bank, poproszę adres. - wtrącił inspektor Stevens, który zdawało mi się, że mnie prześladuje. Okej, był dobry w tym co robi, dlatego został i tutaj wezwany.
- Broonley 840, obok starej papiernii.
Nim się obejrzałam, siedziałam w samochodzie inspektora Stevensa, który z chwilą wejścia do samochodu, włączył policyjną syrenę, stąd też wszyscy zjeżdżali nam z drogi. W mgnieniu oka znaleźliśmy się u celu, a moje serce jakby chciało wyskoczyć. Dlaczego tak bardzo się bałam?
Wpadliśmy tam z obstawą dwóch policjantach w swoich mundurach. Stevens nosił granatowy garnitur i dziwny kapelusz, który zdejmował co jakiś czas.
- Witam, inspektor Marcus Stevens oraz panna Caroline Braun, właścicielka firmy Braun's Finance, z której konta przed powiedzmy godziną, wyciągnięto pół miliona dolarów w tym banku.
Pani, przy okienku do którego podeszliśmy, zrobiła wielkie oczy i nie wiedziała co powiedzieć. Po krótkiej chwili, kazała nam zaczekać moment, a ona w tym czasie udała się po kierownika, szefa, czy jak oni go tam nazywają. Byłam wściekła. Dlaczego ulica, przy której znajdował się ten bank, ciągle chodziła mi po głowie? Jakby była znajoma, jakby ktoś kiedyś opowiadał mi coś o nim.
- Witam, panie inspektorze, szanowna pani. W czym mogę pomóc? - powitał nas dyrektor banku.
Stevens przeszedł z nim do jego biura, pewnie by zobaczyć potwierdzenie wypłaty pieniędzy i inne szczegóły, oraz by wyjaśnić mu całą sytuację, a ja stałam jak wryta i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Objęłam wzrokiem młodą kobietę, która kontrolowała pracę pozostałych, jak widać była tutaj jakimś kierownikiem zmiany, czy coś takiego, nie wiem. Znałam ją! To była ta cholerna recepcjonistka z firmy Justina, którą Scott próbował poderwać. Byłam pewna, po prostu pewna. Tylko co ona tutaj robiła? Poczułam niepokój. Podeszłam do niej szybkim krokiem.
- Hej, skądś cię znam. - wypaliłam.
- Nie sądzę, ja widzę panią pierwszy raz, a teraz muszę wracać do pracy. - uśmiechnęła się sztucznie, unikając mojego spojrzenia.
- Od kiedy tutaj pracujesz?
- Dlaczego pani o to pyta?
Zauważyłam dziwną zmianę jej nastawienia. W tym samym momencie inspektor Stevens z dyrektorem banku wrócili. Jego mina była ciągle taka sama. A ja właśnie przypomniałam sobie, kto mówił mi o tym banku. Nie kto inny jak Justin. To on ma tu udziały i wtyki.
- Niestety nie dowiedziałem się niczego nowego. Wypłata została dokonana drogą internetową, a pieniądze jednak zostały pobrane w gotówce, ponieważ w skarbcu brakuje dokładnie pół miliona dolarów. Musiał to zrobić ktoś z tej placówki, ponieważ nikt inny nie ma dojścia do skarbca.
- Nie wiem, jak to jest możliwe, panno Braun, zaraz sprawdzimy wszystkie kamery oraz dyżury. Bardzo mi przykro, zrobię co w mojej mocy, by dowiedzieć się, kto jest za to odpowiedzialny, a później wyciągnę odpowiednie konsekwencje.
- To nie będzie potrzebne, panie.. - spojrzałam na plakietkę dyrektora, by zwrócić się po nazwisku. - Maxwell. Od kiedy ta oto pani tutaj pracuje? - wskazałam palcem na tą blondynę. - Loren? Dobrze pamiętam?
- Panna Loren Gray jest kierownikiem oddziału V od dwóch dni.
- Wszystko jasne. To ona wydała pieniądze, została tutaj przysłana.
- Nie rozumiem, panno Braun. - zdziwił się dyrektor Maxwell. - Została polecona, jako dobra i sumienna pracownica, od zaufanej osoby. - zaśmiałam się.
- Przestań. - syknęła. - To nie prawda.
- Panno Caroline, proszę pozwolić mi działać, pochopne wnioski i oskarżenia nic nie dadzą. Spokojniej.
- Ale to nie jest pochopne. - zaśmiałam się. - Jest tutaj na polecenie Justina Biebera, prawda panie Maxwell?
Dyrektor spojrzał na mnie z niemałym zaskoczeniem, inspektor odchrząknął niedowierzając w moje słowa, Loren objęła się ramionami, a ja wiedziałam, że trafiłam w dziesiątkę. Dlaczego on mi to zrobił?
Naprawdę to powiedziałem? Dziewczyna przeniosła na mnie nagle swój wzrok, jej oczy były nienaturalnie duże, czyżby efekt zdziwienia? Z drugiej strony po co miałem kłamać? Nie interesowało mnie to dziecko. Naturalnie, będę na nie płacił, by miało jak najlepsze życie, ale nie chcę go wychowywać, nie dorosłem do tego, nie jestem gotowy na to, by być ojcem.Ellen poderwała się z sofy i podeszła do okna. Położyła obie dłonie na dużym brzuchu i westchnęła.
- Mam nadzieję, że tego nie słyszałeś. - szepnęła.
To chłopiec. Cholera, to mój syn, będę miał syna. Nie miałem nawet pojęcia, by ją spytać. Przez osiem miesięcy miałem to głęboko gdzieś, chciałem po prostu ukryć ta wpadkę. Ukryć to, że sypiałem z kim popadnie, a co najważniejsze, że przespałem się z żoną mojego przyjaciela, mojego wspólnika, który myśli, że to jego dziecko. Nie mogę mu tego odebrać.
- Wyjdź stąd, Justin. Travis zaraz wróci.
- Mam to w dupie! - krzyknąłem. - Wszystko się wali, wszystko idzie nie tak jak powinno!
Uderzyłem w wazon, stojący na małym stoliku obok sofy. Po chwili usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła a ja opadłem na kolana, zupełnie nie wiedząc co robić. Pierwszy raz w życiu byłem w zupełnej pieprzonej kropce.
- Dopiero teraz dostrzegasz to, co straciłeś?
- Zamieszkaj ze mną, przenieś się do mnie, Ellen.
Co mnie napadło? Dlaczego ja to powiedziałem? Przecież to nie wypali, nie ma opcji. Caroline, przecież ona nie może się dowiedzieć. Znienawidzi mnie do końca życia, przecież nie mogę jej stracić.
- Kocham Travisa, nie rozumiesz? - kucnęła naprzeciwko mnie. - Jasne, że nie. Nie wiesz, co znaczy kochać. Chcę żeby moje dziecko wychowało się z dwójką rodziców, Travis będzie go kochał. - zobaczyłem łzy w jej oczach.
- Kochasz go? To dlaczego go okłamujesz? - zaśmiałem się pod nosem. - Zdradzałaś go ze mną.
- Przestań.
- A może to jego dziecko, a ty po prostu chciałaś wykorzystać moją pozycję. - podniosłem się i przeczesałem dłonią włosy.
- Gdy spałam z tobą, nie kochałam się jeszcze z Travisem. Jestem pewna, że jesteś ojcem, Justin.
W tym momencie usłyszeliśmy otwierające się drzwi, w których stanął Travis. W duchu modliłem się, by nie słyszał naszej rozmowy. Przełknąłem głośno ślinę i ani drgnąłem.
- Justin, stary co ty tu robisz? - kamień spadł mi z serca.
- Nie było cię w biurze, więc przyjechałem do ciebie, by się dowiedzieć, czy masz jakieś nowe informacje o firmie Braun?
- Tak, mam hasło dostępu do ich systemu, jesteśmy na prowadzeniu, Bieber.
Przeniosłem wzrok na Ellen, która wcale się nie uśmiechała. Dostała to czego chciała, firma Caroline może pójść na dno z jednym kliknięciem myszki. Czyżby ona też zrozumiała, że to był błąd? Cholera jasna. Tak blisko było, by Travis wszystko usłyszał. Nie wiedział o niczym, nawet nie wiedział po co mi to pieprzone hasło do systemu tej firmy, nie wiedział o pogróżkach do Caroline, nie wiedział nawet o sprawie ze Scottem. Co najważniejsze nie wiedział, że dziecko Ellen, to dziecko, którego nie jest prawdziwym ojcem. Czułem się, jak śmieć, że tak bardzo go oszukiwaliśmy, on na to nie zasłużył. Z drugiej strony, gdyby Travis był jego ojcem, rzeczywiście miałoby dużo lepsze życie. Powinienem siedzieć cicho i zapomnieć o wszystkim.
Caroline:
Kolejna sekunda, minuta, godzina. Cały czas to przeklęte cykanie wskazówek zegara. Nie wiedziałam ile tak naprawdę leżę na łóżku. Nie wiem ile przepłakałam, a ile krzyczałam w poduszkę. Nie wiem ile razy podnosiłam się i biegiem leciałam do łazienki, żeby zwymiotować. Czułam się gorzej niż źle. Myślałam, że jak zostanę sama to mi się polepszy bo będę miała czas, by sobie to wszystko ułożyć i przemyśleć na trzeźwo. Tymczasem było zupełnie odwrotnie. Miałam ochotę zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić.
Całe to przesłuchanie przez inspektora Stevensa i ta cholerna świadomość, że nie pamiętam większości wieczora. Dlaczego to właśnie Justin musiał znów tam się zjawić? Śledził mnie. Dlaczego? Dlaczego tak cholernie próbuje wejść w moje życie, mimo tego, że nie powinien tego robić? Jak mam mu do cholery uświadomić, że nie ma prawa tego robić? Że go nie chcę. Chcesz. - syknęła moja podświadomość.
Z drugiej strony byłam mu tak cholernie wdzięczna, za to, że tego wieczoru jego kontrola znów przejęła nad nim władze, ponieważ gdyby nie on, nie wiadomo co by się ze mną stało. Byłam skłonna wybaczyć mu nawet to, że wkradł się do mojego biura. W sumie się nie wkradł, bo Hannah musiała go wpuścić. Byłam ciekawa, jakich użył argumentów. Swoją drogą potrafił być bardzo przekonujący, a ja to w nim uwielbiałam. Stop. Jego oczy i minę, jaką robił, gdy mimo wszystko chce cię do czegoś przekonać..
Nagle w pomieszczeniu rozległ się głośny dźwięk telefonu. Nie wiem, który raz on już dzwonił, ale miałam go naprawdę dość. Postanowiłam poderwać się z łóżka i wyłączyć go całkowicie. Gdy spojrzałam na wyświetlacz, na którym ujrzałam imię Christian, który był szefem całego oddziału mojej firmy, zajmującego się całym systemem, zabezpieczeniami i różnymi takimi, poczułam się dziwnie. Nie mogłam tego odrzucić.
- Słucham?
- Witam, panno Braun, przepraszam z natarczywość przez ostatnie trzy godziny, ale naprawdę jest pani w tej chwili niezbędna w firmie. - trzy godziny? tyle leżałam na łóżku, niczym starsza pani w depresji?
- Co się stało?
- Ktoś złamał kod dostępu do głównego dysku.
~*~
- Jak to jest w ogóle do kurwy nędzy możliwe?! - nie panowałam nad sobą. Z moich ust wysypywały się przekleństwa.
To było dla mnie zbyt wiele. Nie mogłam tyle unieść na swoich barkach, po prostu nie miałam tyle siły. Miałam ochotę najzwyczajniej w świecie się rozpłakać. Złamany kod dostępy do głównego dysku, do całego systemu, równa się koniec. Wszystkie umowy, dokumenty, tajne akta, a przede wszystkim pieniądze i dane osobiste klientów. Numery ich kont, hasła do nich. Przecież jeśli coś stanie się z kontem, któregoś z klientów, moja firma legnie w gruzach, w dodatku będę mieć straszne kłopoty. Cholera jasna!
- Godzinę temu ktoś wypłacił kwotę pół miliona dolarów, przelewając je na konto, które teraz już nie istnieje. Nie wiem, jak to jest możliwe. - jęknął, wpatrujący się w monitor Christian.
- Proszę wydrukować potwierdzenie wypłaty. Który to był bank, poproszę adres. - wtrącił inspektor Stevens, który zdawało mi się, że mnie prześladuje. Okej, był dobry w tym co robi, dlatego został i tutaj wezwany.
- Broonley 840, obok starej papiernii.
Nim się obejrzałam, siedziałam w samochodzie inspektora Stevensa, który z chwilą wejścia do samochodu, włączył policyjną syrenę, stąd też wszyscy zjeżdżali nam z drogi. W mgnieniu oka znaleźliśmy się u celu, a moje serce jakby chciało wyskoczyć. Dlaczego tak bardzo się bałam?
Wpadliśmy tam z obstawą dwóch policjantach w swoich mundurach. Stevens nosił granatowy garnitur i dziwny kapelusz, który zdejmował co jakiś czas.
- Witam, inspektor Marcus Stevens oraz panna Caroline Braun, właścicielka firmy Braun's Finance, z której konta przed powiedzmy godziną, wyciągnięto pół miliona dolarów w tym banku.
Pani, przy okienku do którego podeszliśmy, zrobiła wielkie oczy i nie wiedziała co powiedzieć. Po krótkiej chwili, kazała nam zaczekać moment, a ona w tym czasie udała się po kierownika, szefa, czy jak oni go tam nazywają. Byłam wściekła. Dlaczego ulica, przy której znajdował się ten bank, ciągle chodziła mi po głowie? Jakby była znajoma, jakby ktoś kiedyś opowiadał mi coś o nim.
- Witam, panie inspektorze, szanowna pani. W czym mogę pomóc? - powitał nas dyrektor banku.
Stevens przeszedł z nim do jego biura, pewnie by zobaczyć potwierdzenie wypłaty pieniędzy i inne szczegóły, oraz by wyjaśnić mu całą sytuację, a ja stałam jak wryta i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Objęłam wzrokiem młodą kobietę, która kontrolowała pracę pozostałych, jak widać była tutaj jakimś kierownikiem zmiany, czy coś takiego, nie wiem. Znałam ją! To była ta cholerna recepcjonistka z firmy Justina, którą Scott próbował poderwać. Byłam pewna, po prostu pewna. Tylko co ona tutaj robiła? Poczułam niepokój. Podeszłam do niej szybkim krokiem.
- Hej, skądś cię znam. - wypaliłam.
- Nie sądzę, ja widzę panią pierwszy raz, a teraz muszę wracać do pracy. - uśmiechnęła się sztucznie, unikając mojego spojrzenia.
- Od kiedy tutaj pracujesz?
- Dlaczego pani o to pyta?
Zauważyłam dziwną zmianę jej nastawienia. W tym samym momencie inspektor Stevens z dyrektorem banku wrócili. Jego mina była ciągle taka sama. A ja właśnie przypomniałam sobie, kto mówił mi o tym banku. Nie kto inny jak Justin. To on ma tu udziały i wtyki.
- Niestety nie dowiedziałem się niczego nowego. Wypłata została dokonana drogą internetową, a pieniądze jednak zostały pobrane w gotówce, ponieważ w skarbcu brakuje dokładnie pół miliona dolarów. Musiał to zrobić ktoś z tej placówki, ponieważ nikt inny nie ma dojścia do skarbca.
- Nie wiem, jak to jest możliwe, panno Braun, zaraz sprawdzimy wszystkie kamery oraz dyżury. Bardzo mi przykro, zrobię co w mojej mocy, by dowiedzieć się, kto jest za to odpowiedzialny, a później wyciągnę odpowiednie konsekwencje.
- To nie będzie potrzebne, panie.. - spojrzałam na plakietkę dyrektora, by zwrócić się po nazwisku. - Maxwell. Od kiedy ta oto pani tutaj pracuje? - wskazałam palcem na tą blondynę. - Loren? Dobrze pamiętam?
- Panna Loren Gray jest kierownikiem oddziału V od dwóch dni.
- Wszystko jasne. To ona wydała pieniądze, została tutaj przysłana.
- Nie rozumiem, panno Braun. - zdziwił się dyrektor Maxwell. - Została polecona, jako dobra i sumienna pracownica, od zaufanej osoby. - zaśmiałam się.
- Przestań. - syknęła. - To nie prawda.
- Panno Caroline, proszę pozwolić mi działać, pochopne wnioski i oskarżenia nic nie dadzą. Spokojniej.
- Ale to nie jest pochopne. - zaśmiałam się. - Jest tutaj na polecenie Justina Biebera, prawda panie Maxwell?
Dyrektor spojrzał na mnie z niemałym zaskoczeniem, inspektor odchrząknął niedowierzając w moje słowa, Loren objęła się ramionami, a ja wiedziałam, że trafiłam w dziesiątkę. Dlaczego on mi to zrobił?
________________________________________________________
Co powiecie na cały rozdział?!
DUŻO SIĘ DZIEJE!
DUŻO SIĘ DZIEJE!
CONFIDENT ---> nowe fanfiction!
zapraszam do obejrzenia TRAILERa do mojego nowego ff z JB, jest cudowny <3
jeśli zmieniliście swoje USERY, napiszcie!
jeśli zmieniliście swoje USERY, napiszcie!
KOMENTUJCIE, brakuje mi waszych opinii (l.30)
O kurwa! Tego się nie spodziewałam!! Jak Justin mógł jej coś takiego zrobić?! Mam nadzieję że ta cała sytuacja się wyjaśni... Genialny rozdział!
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział ! Czekam na kolejny ! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szybko go dodasz !!!!
OMG świetny rozdział nie mogę doczekać się kolejnego :)
OdpowiedzUsuń@SwaglandJB
Oj dzieje się dzieje, masz rację :o Cholera, co teraz zrobi Justin? A Care? Co mu powie? Nie no już niczego nie jestem pewna. Nierozwiązana sprawa ze Scottem a teraz to. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńhttp://collision-fanfiction.blogspot.com/
Jak zawsze genialny! <3
OdpowiedzUsuńAle świetny !! Nie moge sie doczekać następnego
OdpowiedzUsuńGenialny ♥ biedna Caroline.. jeju czemu Juss to zrobił :/ ? czekam na nn ☺
OdpowiedzUsuńBoski rozdział !! Szkoda mi Caroline.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na nowy <33
@olusia5692
Genialny czekam na następny !
OdpowiedzUsuńKochana ile sie dzieje kurna ������
Genialne ♥ Uwielbiam to ff :D
OdpowiedzUsuńidealny! masz talent! trzymaj tak dalej!
OdpowiedzUsuńhttp://art-of-killing.blogspot.com/ zapraszam na moje ff, może ci się spodoba :)
Ale sie dzieje, czekam na next!
OdpowiedzUsuńo cholera! wszystko wszystkim, ale tego się w zupełności nie spodziewałam! jestem ciekawa co dalej będzie! z wielką niecierpliwością czekam na nowy
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
Jest świetny arianatorka
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!
OdpowiedzUsuńNo i prosze jak Caroline wszystko połaczyła, wcale nie jest taka naiwna. Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńWow, jak ja dawno tego nie komentowałam, haha :D Jejciu, uwielbiam takie akcje i intrygi w fanfictions, dlatego ten rozdział jest chyba moim ulubionym. Nie mogę się doczekać tego, jak rozprawi się Bieberem :D
OdpowiedzUsuńBtw, zapraszam na moje nowe fanfiction, mam nadzieję, że przeczytasz :)
my-own-medieval-girl.blogspot.com
O mój boze to się nie dzieje na prawdę ... Justin nie może zrobić tego Caroline :/ jezu ale mi serce bije.. nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału / @Vejtaszewska
OdpowiedzUsuńO wow! Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńWooow ale sie dzieje no no ;) nie moge sie doczekac kolejnego co z tego wszystkiego wyjdzie i jak to sie dalej potoczy :).@nxd69
OdpowiedzUsuńsuper rozdział @believe19945
OdpowiedzUsuńŚwietny!!
OdpowiedzUsuńAle sie porobiło. Oby przylapali Justina bo to co zrobil to jedno wielkie świństwo. A na początku shippowalam Justina i Carolin. Teraz jest mi jej strasznie szkoda. Biedna...
OdpowiedzUsuńale mam nadzieje ze da sb radę. Czekam nn
Swietny rozdział. Dodawaj jak najszybciej nowy !!!
OdpowiedzUsuńTaki prezencik na święta :)
Super rozdział zreszta jak cale ff.
OdpowiedzUsuńCzekam nn i Wesołych Świat.