" Mężczyzna podszedł do mnie, zsunął maseczkę z ust i nabrał głębokiego oddechu, kładąc mi dłoń na ramieniu. - Było naprawdę ciężko. - te słowa były niczym nóż wbijany mi w serce. - Ale udało się.
Wszystko inne odpłynęło choć na chwilę.."
9 dni później..
Justin:
Operacja mojego maleństwa się powiodła. Teraz często się do mnie uśmiecha, ślini się i uszczęśliwia w każdej wspólne sekundzie. Przy nim zapominam choć na chwilę o wszystkim innym. Jest trudno, nie zaprzeczę. Szczególnie gdy widuję ją na korytarzu, czy w bufecie. Śni mi się po nocach. Śnię o tym, że jest moja, że ją tulę, że razem się śmiejemy. Tęsknię za nią. Tęsknię za tym wszystkim co odtrąciłem. Mimo tego, miałem świadomość, że zrobiłem dobrze. Czasem nie ma się wyboru, czy innej alternatywy. Jest tylko jedna opcja i koniec. Jest najlepsza, albo sam siebie musisz przekonać, że tak właśnie jest.
Jaxon złapał mój palec nieznacznie go ściskając. Poruszałem nim, co sprawiało mojemu synkowi niesamowitą frajdę. Prosiłem Michaela by wyposażył pokój małego razem z Grace, której kobieca ręka na pewno nie zawiedzie. Nie mogłem się napatrzeć na ten cud, leżący tuż obok mnie. Dochodził już do zdrowia. Nie miał podłączonej już żadnej rurki, czy innych pikających urządzeń. Robili mu różnego rodzaju badania, by obserwować stan po operacji, ale żadnych komplikacji na razie nie było. Modliłem się, by tak pozostało. Takie maleństwo nie zasługuje na tyle cierpienia, czym zawiniło?
- O ty mały rozbójniku. - szepnąłem do niego, gdy kopnął mnie swoją mała stópką.
Dwoma palcami delikatnie połaskotałem go po żebrach na co szeroko się uśmiechnął. Miał zamknięte oczka, był tak maleńki, że momentami, gdy trzymałem go na rękach bałem się, że zrobię mu krzywdę. Tak cholernie bezbronna istota, którą pragnę chronić.
Nagle drzwi do naszego prywatnego pokoju uchyliły się, a ja ujrzałem burzę blond loków.
- Witam, panów Bieber. - powitała nas z szerokim uśmiechem na twarzy. - Jak czuje się młodsze pokolenie?
- Wydaje mi się, że dobrze. Od rana bawimy się wspólnie, prawda Jax? - spojrzałem na niego. - Kiedy będziemy mogli w końcu opuścić ten przeklęty szpital? - wydąłem usta.
- Przychodzę właśnie w tej sprawie. Dziś wychodzicie, lekarz niedługo przyniesie wypis.
Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie usłyszałem! Serce mi przyśpieszyło, a usta nie mogły przestać się uśmiechać. Zabieram mojego syna do domu! Jak bardzo szczęśliwy jestem!
- W takim razie jedziemy do domu, skarbie. - nachylając się, ucałowałem jego główkę. - Dziękuję za wszystko. - ująłem jej dłoń i ciepło ścisnąłem.
- Nie ma za co, to moja praca. - posłała nieśmiały uśmiech.
- Nie musiała pani pomagać mi prywatnie.
- Jestem Vicky, proszę mówić mi po imieniu.
- Justin.
Wymieniliśmy się spojrzeniami i uśmiechami, po czym nastała cisza, dość niezręczna.
- Cóż... W takim razie zostawiam was, pakujcie się.
- Może chcesz nam pomoc? - spytałem, ukazując białe zęby.
- Ja zbadam jeszcze małego, żeby być spokojniejszą. Mogę? - podeszła bliżej.
- Jasne. - chwilowo wyszedłem z sali i wyciągnąłem telefon.
Zmierzyłem w kierunku bufetu, wybierając numer Grace. Byłem taki radosny, że ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. Po czwartym sygnale, ktoś odebrał.
(G): Słucham, panie Bieber?
(J): Dziś wracamy do domu, Grace. Razem.
(G): Panienko przenajświętsza, toż to cud! - usłyszałem jej radosny pisk w słuchawce telefonu.
(J): Proszę o cudowny obiad. Nawet nie wiesz jak stęskniłem się za domowym jedzeniem w mojej jadalni.
(G): Oczywiście, już się zabieram. Wyślę po was Michaela.
(J): Dziękuję, do zobaczenia.
Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni. Przesunąłem się do lady i poprosiłem o mocną kawę. Miałem nadzieję, że chociaż to postawi mnie na nogi. Tej nocy nie wiele spałem. Jakoś nie mogłem zasnąć. Postanowiłem wrócić do prowadzenia firmy i do trzeciej nad ranem mailowałem i załatwiałem to co mogłem, za pośrednictwem komputera. Uświadomiłem sobie, że za moją firmą też tęsknię. Za tym, co stworzyłem sam od podstaw. Byłem za to wszystko odpowiedzialny, dlatego muszę ponownie wziąć to w swoje ręce.
Zupełnie przez przypadek spojrzałem w prawo, ponieważ ktoś stał za mną. Oczywiście, nie mogło być inaczej. Ugięły mi się kolana i uchyliły się usta.
- Wychodzisz ze szpitala ze swoim synem?
- Tak. Wracamy do domu.
- Rozmawiałeś ze swoją mamą? Lubisz jak ci gotuje?
- Nie, Caroline, rozmawiałem z Grace.
Dziewczyna zrobiła zdezorientowaną minę. Kurwa, cały czas zapominałem, że ona straciła pamięć. Powoli zaczynałem się denerwować.
- Moja gospodyni domowa. - dodałem. - Najlepsza kucharka pod słońcem. - uśmiechnąłem się sam do siebie.
- To fajne gdy ktoś ci gotuje?
Spojrzałem na nią spod ukosa. Nie miałem pojęcia, jak z nią rozmawiać. Czułem się jakbym przed chwilą ją poznał, a jednocześnie jakby była mi nadal najbliższa. Ściągnąłem usta w jedną kreskę i skrzyżowałem ręce na piersi.
- Sama powinnaś o tym wiedzieć. Mieszkasz w hotelu w Beverly Hills i tam też ci gotują.
- Mów dalej. Jesteś moim głównym źródłem informacji. Mogę cię wykorzystać?
- Głównym źródłem informacji? - powtórzyłem jej słowa z oburzeniem.
Spuściła głowę w dół i zacisnęła pięści.
- Nie tak miało to zabrzmieć. Po prostu chciałabym się czegoś o sobie dowiedzieć. - jej głos był przepełniony bólem i smutkiem. - Alice, która przychodzi do mnie, opowiada mi różne rzeczy, ale to nadal mi nie wystarcza. Nie była ze mną tak blisko, jak ty podobno byłeś. Moi rodzice.. Oni nie przebywali ze mną od dłuższego czasu. Nie skazuj mnie na życie w ciemności.
W jej oczach zaczęły kręcić się łzy. Czułem, jak serce mi pęka. Tak bardzo chciałem jej pomóc, ale nie byłem w stanie. Nie mogłem. Po prostu nie mogłem pozwolić na to, by od nowa przechodziła przez to wszystko. Patrząc na nią, pragnąłem jej szczęścia.
- Słuchaj, mógłbym siedzieć z tobą i godzinami opowiadać o naszym wspólnym życiu. - złapałem ją za dłonie. - Ale tego nie zrobię, bo wiem, że sama wszystko sobie przypomnisz. Nie chcę sprowadzać na ciebie tylu zmartwień. twoje życie nie było kolorowe. Ufam lekarzom, tobie radze zrobić to samo.
- Jak mogłam być tak ślepa i darzyć cię uczuciem? Jesteś egoistą. Jak możesz tak mnie traktować i pozbawiać mnie moich wspomnień, mojej przeszłości? Nie masz prawa tego robić.
- Może twoja przeszłość nie jest warta pamiętania. - odpaliłem. Musiałem ukryć się za maską twardziela, inaczej pękłbym i to ja błagał ją, by spróbowała na nowo mnie pokochać. - Wybacz, ale mój syn na mnie czeka. Zabieram go do domu. - ruszyłem w przód, odbierając kawę z okienka obok.
- Współczuję tej kobiecie, że jesteś ojcem jej dziecka. - usłyszałem, co wmurowało mnie w ziemię.
Ponownie odwróciłem się w jej stronę i powstrzymałem drgania podbródka. To był cios w samo serce.
- Loren nie żyje. Zmarła podczas porodu. - zapanowała głucha cisza, a Caroline najpierw uchyliła usta, następnie zatkała je dłonią. Było jej wstyd? - Nie chcę cię więcej widzieć.
Jak najszybciej opuściłem bufet, czując jak w moich oczach wezbrało się tyle łez, że zaraz będą musiały wypłynąć. Zatrzymałem się po chwili przed salą Jaxona i przetarłem wierzchem dłoni swoje oczy. Wypiłem kawę, która zdążyła już nieco ostygnąć, albo wcale nie była zalana wrzątkiem. Wyrzuciłem papierowy kubeczek do kosza i wszedłem do środka, gdzie był już Michael. Zauważyłem torby leżące na wyznaczonym dla rodzica łóżku, a Jaxon jest kompletnie ubrany i leży w nowym nosidełku. Uśmiechnąłem się i przywitałem z Michaelem, który przekazał mi kartkę z wypisem od lekarza. Przed chwilą musiał tu być.
- Wracamy do domu..
- Czas najwyższy, panowie. - odparł Michael i uśmiechnął się również.
Chwyciłem nosidełko jedną ręką, Michael zabrał nasze torby. Opuściliśmy salę i po chwili, jaką spędziliśmy w windzie zjechaliśmy na parter. Gdy w końcu stanąłem po drugiej stronie drzwi wejściowych do szpitala i odetchnąłem świeżym powietrzem, poczułem, że żyję. Poczułem, że muszę walczyć, bo mam dla kogo. Od dziś, rozpoczynam nowe życie.
Caroline:
Widziałam przez okno, jak wsiadają do wielkiego, czarnego BMW. Miał szofera. Byli otoczeni tłumem dziennikarzy, który utrudniał im przedostanie się do auta. Kim on był?! Jak mogłam mieć cokolwiek wspólnego z tym człowiekiem? Jak się poznaliśmy? Nie wierzę, że przez przypadek w sklepie. Musieliśmy mieć coś ze sobą wspólnego.
Nie chciałam nic mu mówić, ale ja również dzisiaj wychodzę z tego przeklętego miejsca. Wracam do..domu? Wiem, że to hotel, ponieważ powiedziała mi to Alice. Na kartce zapisała mi adres, pod który mam się udać. Zostawiła mi parę ciuchów. Wybrałam obcisłe jeansy i białą bluzkę z rękawem 3/4.
Z utęsknieniem czekałam na lekarza, który powie, że mogę już wyjść. Przyglądając się Justinowi i jego dziecku poczułam się dziwnie. Na pewno wiedziałam gdzie mieszka, jak wygląda jego życia, kim jest. Wiedziałam o nim wszystko. To co powiedziałam w bufecie.. Nie uważam wcale, że jest złym ojcem, bo nie wiem jak traktuje ludzi. Nie znam go, przynajmniej tak czuję. Nie wiedziałam, że matka tego dziecka nie żyje. Zachowałam się poniżej jakiejkolwiek krytyki i było mi naprawdę wstyd.
- Dzień dobry, panno Braun. - moje rozmyślenia przerwał lekarz.
Ostatni raz spojrzałam w kierunku Justina, ale niestety czarnego BMW już nie było, a dziennikarze ze zrezygnowanymi minami stali w tym samym miejscu. Niektórzy nakręcali odjeżdżające auta.
- Niech mi pan powie, że stąd wychodzę. - złożyłam dłonie, jak do modlitwy.
- Widzę, że wygląda pani wręcz olśniewająco. - posłał mi szeroki uśmiech. - Siniaki prawie zeszły, wygląda pani od strony czysto fizycznej i medycznej coraz lepiej, badania są w normie, więc nie widzę powodu, dla którego miałbym panią tutaj jeszcze trzymać.
Przepełniła mnie ogromna radość od środka. Wreszcie stąd wyjdę i będę mogła skupić się na odzyskiwaniu swojego dawnego życia. To był mój główny cel.
- Tu jest recepta na tabletki, które wspomogą pracę mózgu, jeśli chodzi o pamięć. Proszę być w dobrej myśli. - podał mi kartki. - Wierzę, że wszystko wróci do normy.
- Dziękuję panu bardzo. - uścisnęłam mu dłoń.
- Proszę wyjść tylnym wyjściem, jeśli nie chce pani, by spotkało panią to, co pana Biebera.
Zostawił nie samą w pokoju, a ja zupełnie nie wiedziałam o co chodzi. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko go posłuchać. Głęboko wierzyłam w to, że od dzisiaj zacznę zmieniać swoje życie. Pragnęłam, by wszystko wróciło do normy. Modliłam się, bym odzyskała swoją przeszłość, nawet jeśli była niewiarygodnie mroczna, trudna i krzywdząca.
___________________________________
Chyba coraz mniej ludzi tutaj zagląda.
DLACZEGO TAK SIĘ DZIEJE?
ale mi cholernie przykro....
Czekam na rozwoj akcji :D:D dodaj szybko kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńgdy rozdziały są wolnej i ludzi ubywa..
OdpowiedzUsuńświetny rozdział ;)
Wkurza mnie trochę jej brak pamięci uh
Zajebisty rozdział,kocham twojego bloga.Mam nadzieje,że ona niedługo odzyska pamięć i wróci wszystko do normy,trochę głupio,że niczego nie pamięta..ale może z czasem odzyska pamięć ( mam nadzieje lol ). Justin i synek aw to słodkie mam nadzieje,że będzie dobrym ojcem i nic mu nie odwali ;) Nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów.
OdpowiedzUsuń@SwaglandJB
Rozdział cudowny,fanfiction w ogole jest cudowne! Jestem ciekawa kolejnych rozdziałów.
OdpowiedzUsuń@JB_Angel0
Boski rozdział i ... jak on mógł tak powiedzieć... przecież oni ... muszą być razme! @arianatorka
OdpowiedzUsuńNiech Justin jej pomaga "wracać do zdrowia"
OdpowiedzUsuńświetny rozdział
@puppyfurrer
O mój Boże *_* fantastyczny :3 czekam na kolejny rozdział.<3
OdpowiedzUsuńsuuperr <3 kocha,kocham,kocham
OdpowiedzUsuńCudowny!!! :) mam nadzieje że odzyska tą cholerną pamięć... Czekam na następny!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział !
OdpowiedzUsuńWow cudo ;) czekam na następny
OdpowiedzUsuńgenialny. :3
OdpowiedzUsuńcodziennie tutaj zaglądam sprawdzając czy jest nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńgenialny, cudowny rozdział ! mam nadzieję że Caroline szybko odzyska pamięć, a Justin mógłby jej w tym pomóc ..z wielką niecierpliwością czekam na nowy !
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
Ja pierdziule Świetny rozdział. Masz wielki talent. Justin musi być z Caro, a ona musi odzyskać pamieć. Jeśli Justin naprawdę ją kocha powinnien powiedzieć jej prawde, a nie uciekać, bo według mnie to właśnie robi. Caroline powinna miec prawo wybrać, czy chce z nim być czy ne. A ona praktycznie została pozbawiona wyboru. To okropne. Cudo.
OdpowiedzUsuńŚwietny!!!
OdpowiedzUsuńTak się ciesze że Justin i Jaxon wkoncu wychodzą ze szpitala. No i w sumie dobrze że Caro też wychodzi..
OdpowiedzUsuńJej :) Świetny rozdział!! Justin i Jaxon, oooo... jak słodko :) Mam nadzieję, że wszystko si dobrze potoczy. Pozdrawiam i czekam na następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńUgh jak ja bardzo bym chciała wiedzieć co będzie dalej :/ / @Vejtaszewska
OdpowiedzUsuńWszyscy dalej zagladamy! Swietny rozdzial, mam nadzieje ze oni wkoncu i tak beda razem!!! Czekam nn:**
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że nie długo będzie kolejny a oni stworzą w przyszłości cudowną rodzinkę
Życzę weny do dalszego pisania ;)
No nie oni musza byc razem !
OdpowiedzUsuńJesteśmy tu z toba :) Czekam na następny
To jest najlepsze opowiadanie, serio. Uwielbiam je i mam nadzieje ze Caroline szybko odzyska pamiec i bedzie z Jusem..
OdpowiedzUsuń