8.07.2015

[2] Seven

OSTATNIO:
"Wiedziałam, że ma syna i dla niego pewnie też jest to trudne, skoro podał się za mojego chłopaka, a ja nagle mówię, że go nie pamiętam/ Nawet nie kontrolowałam tego, kiedy zasnęłam. Ostatnie o czym myślałam to to, że od jutra zaczynam nowe życie, które będzie polegało na odzyskaniu starego."




Caroline:
     Budząc się rano, miałam dziwne poczucie szczęścia. Nie wiedziałam skąd się wzięło, ale wewnątrz czułam, że chcę iść dalej, że chcę coś robić ze swoim życiem, skoro dostałam drugą szansę. Wow, myślałam, że to będzie raczej pesymistyczny czas, a poranek zaczynam z dawką mega pozytywnej energii. Czego chcieć więcej?
      Po szybkiej, porannej toalecie, przeszukałam swoje szafy, aż w końcu wybrałam białą sukienkę z dość szerokimi, krótkimi rękawkami. W talii była dopasowana, a do tego nałożyłam czarne szpilki. Zrobiłam szybki makijaż, który o dziwo był naprawdę dobry. Psiknęłam się perfumami, wzięłam kartę od pokoju i karteczkę na której Alice napisała mi adres mojej firmy!
      Alice opowiedziała mi większość o Braun's Finance. Byłam w szoku, że to moja firma. Byłam prezesem, miałam swój gabinet, siedziba była w szklanym, wielkim wieżowcu, miałam swoją asystentkę, sekretarkę, menadżera. Bałam się, jak ponowne zaznajomienie się z tym wszystkim mi wyjdzie. Obawy, że nie dam rady towarzyszyły mi odkąd podjechałam swoim Mercedesem pod biuro. Cholera, jaki wspaniały samochód mam! Ludzie! Jest biały a jego wewnętrzne wyposażenie to po prostu bajka. Nagle w mojej głowie pojawiła się myśl. "Ile ja mam pieniędzy?"
      Nieśmiało pchnęłam dwuskrzydłowe, szklane drzwi do biurowca. Objęłam wzrokiem beżowo-biało-granatowe wnętrze. Było tu pięknie, nowocześnie i przestrzennie. Stanęłam i kurczowo objęłam się ramionami. To wszystko było moje? Objęłam pokrótce wzrokiem krzątających się tutaj ludzi. Na większości twarzy gościł serdeczny uśmiech, gdy udzielali informacji zainteresowanym usługami firmy. Wszyscy byli ubrani w takie same, ciemne i eleganckie uniformy. To było niesamowite.
- Chcę rozmawiać z kierownikiem tego gówna! - usłyszałam, a po moim ciele przebiegły dreszcze.
     Starszy pan awanturował się przy recepcji. Przecież chodziło mu o mnie! Ja jestem kierownikiem, a zupełnie nie wiem co tutaj się dzieje i o co chodzi! Czuję się, jakbym przyszła utaj o na rozmowę o pracę, o której nie mam zielonego pojęcia. Zacisnęłam nerwowo pięści i gwałtownie odwróciłam się, chcąc opuścić jak najszybciej to pomieszczenie, czując się niewyobrażalnie przytłoczona. Niestety uniemożliwił mi to mężczyzna, stojący tuż za mną.
- Przepraszam. - szepnęłam, czując, że szturchnęłam go lekko. Chciałam zgrabnie ominąć tego faceta, ale on przesunął się dosłownie w tą samą stronę co ja, ponownie uniemożliwiając mi wyjście.
- Dokąd się pani wybiera, pani Braun?
      Spojrzałam na niego z wyczekiwaniem i otarłam wierzchem dłoni, spływającą mi z policzka łzę. Ścisnęłam w dłoni kopertówkę i ściągnęłam usta w jedną linię. Mężczyzna był ode mnie troszkę wyższy, zważywszy na to, że na stopach miałam 12-centymetrowe szpilki. Miał ciemne włosy, zaczesane do góry i utrwalone zapewne jakimś żelem, niebieskie oczy i oczywiście garnitur, który nie zdradzał wiele na temat jego ciała. Był postawny i na moje oko zapewne dobrze zbudowany. Oderwałam wzrok od jego lśniących pantofli i przeniosłam wzrok ponownie na jego oczy.
- Zostałem tutaj zatrudniony dosyć niedawno, zdaje się na pani miejsce, jako prezes firmy. Oczywiście tymczasowo, aż do pani powrotu. Mam nadzieję, że będę mógł zostać tutaj dłużej i pracować jako pani menadżer, lub viceprezes Braun's Finance, ponieważ naprawdę chwalą sobie moją pracę. - uśmiechnął się promieniście w moją stronę. - Pozwolę sobie pochwalić się, że ostatni miesiąc był naprawdę jednym z lepszym od kiedy firma zaczęła funkcjonować. Zysk wyniósł dwukrotnie więcej niż w miesiącu poprzednim.
- To....zadziwiające. - wydusiłam z siebie. Byłam przerażona. Jak ja się tutaj odnajdę?! Jedno wiem. Muszę z całych swoich sił starać się. W końcu to wszystko jest moje.
- Nazywam się Chace Norbley i zobowiązuję się wprowadzić panią jeszcze raz w tajniki działania pańskiej firmy. - ukazał białe zęby w uśmiechu, który całkiem onieśmielał. - Mogę? - wyciągnął w moją stronę ramię, bym go pod nie ujęła.
     Niepewnie patrzyłam w jego oczy, starając się cokolwiek z nich odczytać. Miałam wrażenie, że jest sympatyczny i robił wrażenie uczciwego oraz naprawdę wykwalifikowanego człowieka. Ujęłam go pod rękę, pragnąc jak najszybciej przez to wszystko przejść.
- Najpierw udamy się do centrum wszystkiego, całego biurowca. Najpiękniejszej części firmy, najgustowniej urządzonego, cudowna ręka. - zaśmiał się cicho.
- Oh, niechże pan już mówi. - odwzajemniłam uśmiech. - Czuję się strasznie nieswojo, nie wiedząc nic o swojej własnej firmie.
- Na początku proszę mówić mi Chace, dobrze? - położył dłoń na mojej, przyciskając łokieć do siebie, tym samym uciskając nieznacznie moją rękę.
- Jasne, Chace. Oczywiście ty tez mów mi Caroline. Więc co to za "centrum"?
- Twój Gabinet.
       Spojrzałam na niego zdezorientowanym wzrokiem, wiedziałam, że jest świadomy tego, że nawet nie wiem, gdzie moje biuro się znajduje, jak wygląda, a tym bardziej co robi się w środku. Przygryzłam wargę nerwowo.
- Nie martw się, biorę wszystko na siebie. Chcę być odpowiedzialny za ciebie i twój nowy start. - puścił mnie, bym weszła do windy pierwsza, następne tuż po chwili znalazł się obok mnie i ponownie ujął moją dłoń. - Opowiem ci wszystko, co musisz wiedzieć. Gdy będziesz miała jakieś pytania, zadawaj je od razu, okej? Jestem tutaj dla ciebie, a mogę zostać i po godzinach pracy. - zaśmiał się, kończąc serdecznym uśmiechem, dzięki czemu poczułam, że atmosfera zaczęła się rozluźniać.
        Mam nadzieję, że Chace otworzy mi pierwsze drzwi, ku odzyskaniu mojego życia.




Justin:
         Z głębokiego snu wybudził mnie głośny dzwonek mojej komórki. Byłem wściekły, ponieważ nie pamiętam kiedy ostatnio spałem jak człowiek. Wyciągnąłem dłoń w kierunku szafki nocnej i ująłem BlackBerry do ręki, przeciągając zieloną słuchawkę. 
- Halo? - rzuciłem oschle.
- Panie Bieber z tej strony inspektor Robins - poderwałem się z pozycji leżącej - przepraszam, że dzwonię o tak wczesnej porannej godzinie, ale sprawa wymaga pańskiego natychmiastowego stawienia się w posterunku policji w Beverly Hills. 
- Macie coś nowego?
- Tak. Jestem wręcz pewny, że znaleźliśmy sprawcę. Musi pan tylko zidentyfikować go i odpowiedzieć  na kilka pytań. 
- Jasne, będę tam za godzinę.
- Do widzenia.
        Rozłączyłem się, kierując się prosto do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, naciągnąłem świeże jeansy i biała koszulę i zbiegłem na dół. W salonie, na wielkim, puszystym dywanie przed kominkiem, ujrzałem moją mamę i Jaxona, bawiących się razem. Malec leżał na kocyku, a nad nim była postawiona specjalna obręcz, z której zwisały różne małe grzechotki, które chłopiec trącał rączką, a one wtedy wydawały różne dźwięki. Było mu dobrze. Przywitałem się z mamą i wziąłem małego na ręce. Przyciągnąłem jego malusieńkie ciałko do siebie i wtuliłem w nie twarz.
- Tatuś niedługo wróci i zajmie się tobą. - powiedziałem ledwie słyszalnie.
       Pocałowałem synka w główkę i z powrotem położyłem na kocyku, widząc jak jego maleńkie usteczka układają się w uśmiech. Jego oczka były przymknięte.
- Karmiłaś go mamo?
- Tak, Justin, nie martw się. Zajmę się małym, a ty gdzie się wybierasz?
- Muszę jechać na posterunek. Mają coś nowego w sprawie śmierci Ellen, mamy Jaxona, wiesz. Nie mówiłem wam, ale ona zmarła nie podczas porodu, tylko zaraz po. Była czymś faszerowana, niejednokrotnie bita. - zacisnąłem pięści, gdybym wiedział, że tak się dzieje, zabrałbym ją do siebie. Może uniknęlibyśmy wtedy wszelkich nieszczęść. Ellen by żyła, a mały urodziłby się całkiem zdrów i nie przechodziłby przez to wszystko. 
- To straszne, kto jej to robił?
- Jestem pewien, że jej mąż, mój były wspólnik. Gdy dowiedział się, że to nie jego dziecko, wpadł w szał i wyniósł się od Ellen, jak widać nie na długo. 
- Mam nadzieję, że go zamkną jak najszybciej. To nie dopuszczalne, by tak traktować kobietę w ciąży. - mama pokręciła głową.
- Jak tylko go spotkam, przysięgam, że go zabiję własnymi rękami, za to co zrobił mojemu synowi i jego matce. To zwykły śmieć, zasługuje na największe cierpienie. 
- Justin, musisz teraz przede wszystkim myśleć o swoim dziecku. Ma tylko ciebie, musisz poświęcić dla niego wszystko. - położyła mi dłoń na ramieniu. - Teraz rozumiem, dlaczego do tej pory nie było pogrzebu. 
- Tak. To był powód, ale nie mogłem się tym zająć wcześniej, Jaxon potrzebował..
- Shh, dziecko, wiem. - przytuliła mnie. - To nie twoja wina. Dobrze się zachowałeś. - posłała mi ciepły uśmiech. 
       Nagle Jaxon wydał z siebie głośny pisk, na co oboje odwróciliśmy głowy w jego stronę.
- Chyba woła "babciu!" - zaśmiałem się, na co mama lekko uderzyła mnie w ramię.
- Wolałabym, by mały mówił do mnie w przyszłości ciociu, nie chcę czuć się tak staro. 
- Daj spokój mamo. Jaxon ma najlepszą babcię na świecie, jedyną w swoim rodzaju. - pocałowałem ją w czoło i ruszyłem ku wyjściu. - Opiekuj się nim! - krzyknąłem będąc już w progu drzwi.
       Zjechałem windą na sam dół i po chwili siedziałem już w swoim niskim, czarnym BMW. Pokonując kolejne mile uświadomiłem sobie, że posterunek policji jest naprawdę niedaleko firmy Caroline. Byłem ciekawy, jak będzie wyglądał jej powrót do życia. Tęskniłem za nią z każdą sekundą coraz bardziej. Nie mogłem przestać o niej myśleć. Ta kobieta wypełniała ponad połowę moich myśli, nie ważne o której cholernej godzinie. Kochałem ją nadal i to chyba nawet coraz bardziej. To rozrywanie się na pół, gdy nie było jej obok mnie. To był koszmar. Gdyby nie Jaxon, nie wiem co stało by się ze mną. 
       Po dłuższej chwili zaparkowałem nieopodal posterunku i przeszedłem na drugą stronę ulicy, by iść po chodniku. Oczywiście nie obyło się bez wścibskiego wzroku przechodniów i szeptania o moim życiu. Byłem świadom tego, że prze to wszystko co ostatnio się działo, byłem głównym tematem mediów, ale jakoś nie miałem ochoty się tym zajmować. Wiedziałem z doświadczenia, że cokolwiek by się nie zrobiło, ludzie i tak zawsze będą gadać. Taka natura i mentalność ludzka. 
       Po chwili doszedłem do celu i pchnąłem drewniane, wielkie drzwi i znalazłem się w środku posterunku, który wewnątrz jak i na zewnątrz zresztą potrzebował renowacji. 
- Mogę w czymś panu pomóc? - odezwał się mężczyzna siedzący za wielkim, czarnym biurkiem, które było zawalone stertą papierów.
- Czekam na inspektora Robinsa. 
       Facet podniósł słuchawkę i wezwał komendanta. Chciałem mieć to już za sobą. Czułem się jak jakaś ofiara. Nienawidziłem, gdy ludzie mi współczuli, a widziałem to praktycznie w każdym spojrzeniu człowieka, który mnie mijał. 
      Po chwili, po mojej lewej otworzyły się szklane drzwi, z których wychylił się Will Robins, gestem dłoni wołając mnie do siebie. Przeszliśmy przez kilka korytarze, stale skręcając. Przez moment, czułem się, jak w jakimś labiryncie. W końcu weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, przechodząc przez białe drzwi. Było w nim ciemno, niewiele można było dostrzec. Dopiero, gdy inspektor zapalił jedną żarówkę, która pełniła funkcję żyrandolu i dawała dość dużo światła ujrzałem wnętrze. Pomieszczenie było naprawdę malutkie. Para drzwi, a na głównej ścianie wielkie lustro oraz jedna półka, wypełniona aktami oraz mały stolik, co dziwne bez krzeseł. 
- Jest pan gotowy, panie Bieber? - kiwnąłem głową, na co Robins nacisnął jeden z wielu przycisków na panelu, zamieszczonym na ścianie obok lustra, po czym przybliżył swoją twarz do małej kratki. - Wprowadzić oskarżonego. 
      Spojrzałem w lustro, gdzie nagle po drugiej stronie zapaliło się światło i ujrzałem pomieszczenie ze stolikiem i parą krzeseł. Widziałem też drzwi, które otworzyły się, wszedł facet w stroju więziennym, którego wprowadził policjant. Miał skute ręce.
- To ten sukinsyn. Travis Parker, to on jest wszystkiemu winny, jestem pewien.
- Przy panu Parkerze rzeczywiście znaleziono te same tabletki, których składniki również wykryto podczas sekcji zwłok pani Loren Fox. Czyli rozpoznaje pan oskarżonego. - napisał coś w swoim notesie.
      Targało mną tak dużo emocji, że uderzyłem pięścią w szybę. Wiedziałem, że to lustro weneckie i szkło pancerne i że go nie zbiję. Nie mogłem spokojnie patrzeć na tego palanta, wiedząc, że jest winny chorobie mojego syna. Miałem ochotę go zabić, sprawić by błagał o śmierć.
- Panie Bieber, proszę się natychmiast uspokoić! - inspektor podniósł głos i złapał mnie za łokieć. - Rozumiem pana rozgoryczenie, ale to nie miejsce i czas.
- I mam to tak po prostu zostawić policji i sądowi, tak? Niech dostanie trzy lata w zawieszeniu za morderstwo i usiłowanie zabicia mojego syna! - ryknąłem, machając rękami.
- Pana rolą nie jest osądzanie, a tym bardziej wymierzanie sprawiedliwości. 
- To co mam do kurwy nędzy robić? Ten dupek powinien zapłacić za wszystko co zrobił! 
- Zapewniam pana, że zapłaci, proszę zachować resztki cierpliwości.
- Łatwo panu powiedzieć. Pan tu jest tylko od łączenia faktów, nie przeżywa pan tego co ci, którzy ucierpieli. Ma pan to w dupie! Ja tego tak nie zostawię! 
      Oparłem jedną dłoń o szybę i głęboko nabrałem powietrza. Miałem dość. Wręcz wybiegłem stamtąd, chcąc jak najprędzej znaleźć się w domu. Wszystko coraz bardziej mnie przytłaczało. Idące procesy, składanie tych samych zeznać tysiąc razy, kontrole w szpitalu z Jaxonem, pogrzeb Loren no i Caroline, a raczej jej brak i jej utrata pamięci. 
      Gdy znalazłem się poza murami posterunku, na świeżym powietrzu, poczułem kłucie w klatce piersiowej. Miałem za dużo stresu i wiedziałem, że to prędzej czy później odbije się na moim zdrowiu, ale nie zwracałem na to uwagi. Musiałem być przecież w jak najlepszym stanie, nie żyłem tylko dla siebie. Zmierzałem w kierunku mojego samochodu, który zaparkowałem nieco dalej, ponieważ wcześniej tylko tam było miejsce parkingowe. 
      Mój wzrok zawiesił się na jednej parze nieopodal mnie. Już miałem wsiadać do środka, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że ta kobieta wydawała mi się znajoma. Połączyłem fakty. Spostrzegłem, że kobieta i mężczyzna stoją tuż przed szklanym biurowcem Braun's Finance. To była Caroline z jakimś facetem w garniturze. Wyglądała obłędnie w swojej białej sukience i luźno upiętych włosach. Nie wiem dlaczego zakuło mnie serce, a nogi same powędrowały w przód. Przecież miałem wracać do syna! Mimowolnie szedłem na przód, nie mogłem się zatrzymać. Spojrzałem na swój złoty zegarek, co nieco mnie uspokoiło, godzina była wczesna. W miarę zbliżania się do nich, serce waliło mi coraz szybciej, ale nie mogłem dać tego po sobie poznać. Uśmiechnąłem się więc szeroko, ukazując białe zęby i zatrzymałem się metr od niej, widząc, że ten palant trzyma dłoń na jej ramieniu, śmiejąc się.
- Cóż za miłe spotkanie. - powiedziałem, na co oboje zwrócili się w moją stronę. 



________________~~________________
KOMENTUJCIE..

proszę skomentujcie moją pracę.. co się z wami dzieje?!?!?? 

zobaczcie, jak wygląda CHACE!

17 komentarzy:

  1. Świetne opowiadanie. Mam nadzieję, że Caroline niebawem odzyska pamięć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem ciekawa kim jest ten facet :o
    Rozdział świetny jak zawsze :3 nie przejmuj się, piszesz cudownie *,* :*
    Udanych wakacji kochanie ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  3. GENIALNY ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny !! Mam nadzieje, ze następny pojawi sie szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czuje że ten Chace dość namiesza..

    OdpowiedzUsuń
  6. nie podoba mi się Chace, coś mi się wydaje, że przez niego będzie sporo kłopotów...ciekawa końcówka, ciekawe co wyniknie z tej rozmowy..i mam nadzieję, że Caroline odzyska prędko pamięć i znów będą z Justinem.
    a rozdział genialny, jak zwykle zresztą.
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  7. Wydaję mi się że przez tego Chace'a będą spore problemy.... Super rozdział!! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny !! Czekam na następny z niecierpliwością <3
    @olusia5692

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten Chace wydaje się podejrzany i za bardzo miły, mam wrażenie jakby chciał przejać jej firme jeśli Caroline nie zakuma o co chodzi albo nie odzyska pamięci, ale zobaczymy jak to się potoczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. No i w końcu Justin zaczyna coś robić! To mi się podoba. Walcz o nią chłopie!!! a ty Caroline błagam odzyskaj pamięć. Boski rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękne... Kocham to
    Mimo, że komentarzy jest coraz mniej, to nie trać ochoty na dalsze pisanie, bo nie liczy się ilość tylko jakość
    Moim zdaniem to piękne opowiadanie, które zasługuje na uwagę
    Nie martw się, świetnie piszesz i możesz być z siebie dumna, bo łatwo jest pisać bloga, w którym losy bohaterów są podobne, jak w innych blogach, ale trudniej jest napisać coś innego, coś co ludzie czytają i nie mają poczucia, że to kolejne takie samo nudne opowiadanie
    Mam nadzieję, że doprowadzisz tą historię do końca
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Śliczne <3
    Z niecierpliwością czekam na nn i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  13. Swietny jak zawsze *-* ciekawa jestem co bedzie dalej,czekam na kolejny skarbie :* @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  14. Boski! Oni muszą być razem udjhcniusdhius @arianatorka ♥
    Weny życzę

    OdpowiedzUsuń