23.08.2015

[2] Nine.

OSTATNIO:
"  Chcąc nie chcąc, zauważyłam wystający spod małego materacyka, leżącego na parapecie skrawek jakiegoś papieru. Po wyciągnięciu, okazało się to być zdjęciem, a to co na nim widniało sprawiło, że mój oddech na chwilę się zatrzymał. 

    Ja. Justin. Całujemy się."



 
3 miesiące później..
 Justin:
       Minęło dość sporo czasu, odkąd zamieniłem ostatnie słowa z Caroline. Zupełnie odciąłem się od niej i od wszystkich rzeczy z nią związanych. Było ciężko, ale powiedzmy, że jakoś i to wyszło.
       Co ja pieprzę? Jest niewiarygodnie ciężko. Jaxon ma już cztery miesiące a jego wychowanie i opieka nad nim staje się coraz cięższa i wymaga coraz więcej ilości poświeceń. Całe szczęście, że pomaga mi moja adopcyjna matka i Grace. Nie dałbym sobie inaczej rady. 
     Myślałem o niej całe dnie, cale wieczory. Po mieście poruszałem się w taki sposób, by tylko się na nią nie natknąć. Zatrudniłem w swojej firmie nowego vice prezesa, który załatwia współpracę z jej firmą. Ja nie jestem w stanie tego robić. Nathan wydaje się w porządku i dotąd nie zrobił niczego, przez co mógłby stracić moje zaufanie. Tak będzie lepiej.
      Moja firma znów odżyła i wspina się na szczyt.  Wróciłem z nową energią, ciągle będąc świadomym, że tylko praca odciągnie mnie od tego, co mnie trapi. Tak też było. To była doskonała odskocznia. Sprawdzało się w stu procentach to, że miałem za dużo obowiązków, by myśleć o czymś innym i byłem z tego niewiarygodnie zadowolony. 
      Zbiegłem na dół, szukając jakiegoś zajęcia, gdy usłyszałem śmiech mojego synka, z którym bawiła się Grace. Wszyscy zakochali się w Jaxonie. To było cudowne dziecko, piękne i nieziemsko urocze. Oddałbym za i dla niego wszystko. Posłałem serdeczny uśmiech mojej gospodyni i usiadłem obok niej na dużym, miękkim kocyku, rozłożonym na podłodze. Podałem chłopcu palec, za który mocno ścisnął. 
- Tatuś przyszedł, taaak. - przeciągnąłem mówiąc zmiękczonym tonem, szeroko się uśmiechając. 
- Jaxon dzisiaj jest strasznie dokuczliwy. - zabrała głos Grace. - Prawda, mały dokuczniku? - zaśmiała się, trząchając jego małą nóżką.
- Ma to po tacie. - odparłem, na co zaśmieliśmy się oboje. - Grace, dzisiaj mam bankiet wieczorem, postaram się wrócić jak najszybciej.
- Oczywiście, nie ma problemu. Zajmę się tym diabełkiem z przyjemnością. 
    Odetchnąłem z ulgą i ująłem jakiegoś małego misia w dłoń, podsuwając ją coraz bliżej twarzy Jaxona. Małemu się podobało i mnie też, jeśli sprawiało mu to frajdę. Mógłbym tak cały czas. Ale niestety obowiązki, praca i inne rzeczy, którymi musiałem się dzisiaj zająć mi to uniemożliwiały. Musiałem wracać na górę i szykować się do bankietu, który zaczynał się już za półtorej godziny.

      Gotowy, ubrany w czarny, nowy garnitur i wyczyszczone do połysku pantofle, wsiadłem do czarnego BMW, w którym czekał na mnie już mój szofer, Michael. Wiedział gdzie jechać, bo wcześniej już o tym rozmawialiśmy. Wsiadłem do auta, zajmując jedno z trzech miejsc na tylnym siedzeniu i podparłem się łokciem na specjalnym oparciu. Westchnąłem, na myśl o tym, jak tego wieczoru będę musiał grać wielkiego biznesmena, który szuka firmy do współpracy. Biznes się kręcił dobrze, nie rozumiem dlaczego musiałem tam jechać. Tak stwierdził mój menadżer, mówiąc, że to spotkanie może zmienić nawet moje życie. Ciekawe o szykuje dla mnie los. W sumie nie miałem ochoty na zmiany. Pasowało mi tak, jak jest teraz. Prawie.
- Będziemy w kontakcie, nie wiem kiedy ta szopka się skończy. - powiedziałem, wysiadając z auta.
- Tak jest, proszę dzwonić. - usłyszałem jego odpowiedź.
       Na swoim BlackBerry sprawdziłem godzinę, byłem punktualnie. Zdecydowanym krokiem zmierzyłem w stronę wielkich, dwuskrzydłowych pozłacanych drzwi, które były wejściem do tej instytucji. Przekroczyłem próg i rozejrzałem się wokół. Wszędzie masa facetów w garniturach i kobiet w wieczorowych sukniach. Wszystko było takie oficjalne, poważne i sztywne. 
- Niezmiernie miło nam pana powitać, panie Bieber. Zaszczyt. - starszy mężczyzna wyciągnął dłoń w moją stronę. Uścisnąłem ją i uśmiechnąłem się. Chwila, chwila. Kto to właściwie był?
- Przyjemność po mojej stronie. - odparłem, próbując z całych sił przypomnieć sobie czy znam tego faceta. 
       Minąłem go i skierowałem się do serca bankietu - sali, gdzie stał ogromny szwedzki stół z tonami jedzenia oraz wielki parkiet. Po prawej stronie w ścianie był wyrzeźbiony wielki łuk, który był przejściem do pomieszczenia gdzie były stoły, stoliki i krzesła, czyli miejsce, gdzie można było w spokoju zjeść, oraz oczywiście wielki bar. Podszedłem do lady, mając ochotę na alkohol.
- Whisky. - rzuciłem do barmana, który natychmiast zabrał się za przygotowywanie napoju dla mnie. 
- Dla mnie to samo oraz jedno martini. - usłyszałem, na co natychmiast odwróciłem się w moją prawą stronę.
         Kurwa, miałem nadzieję, że go tutaj nie będzie, ale ja jednak chyba nigdy nie zaznam spokoju. Zmierzyłem go wzrokiem i poprawiłem kołnierzyk koszuli. Postanowiłem go olać. Poco miałem się przejmować takim chujem? Ale moja podświadomość nie dała za wygraną. Po co mu było martini? To było oczywiste. Ona tu z nim była. Gdzieś tutaj, blisko mnie. Poczułem w brzuchu dziwne uczucie, jakbym spadał w dół. Sparaliżowało mnie od środka, przestałem myśleć o wszystkim, a w mojej głowie huczała tylko jedna myśl. Caroline. Caroline jest blisko.


Caroline:
         Chace poszedł zamówić mi drinka, gdy ja skoczyłam do łazienki. Ostatnio mój pęcherz jakby się skurczył. Non stop latałam do toalety, to stawało się uciążliwe. Przeszłam obok wystrojonych damulek i każda z nich zawiesiła na mnie wzrok. Wyglądałam źle, czy nadzwyczaj dobrze? Sama nie wiedziałam. Chace cały czas powtarzał mi, że ta czarna sukienka w połączeniu z czarnymi szpilkami z odkrytymi czubami na cienkich paseczkach są perfekcyjne, że mam świetną figurę, doskonale uwydatnioną i tak dalej. Miło było to słyszeć prawdę mówiąc. 
         Wyszłam z toalety i udałam się na poszukiwanie baru, gdzie miał czekać na mnie Chace. Szczerze, to nie chciałam przychodzić na ten bankiet, wcale nie miałam ochoty, bo nadal nie rozpoznawałam wszystkich ludzi, których powinnam. Było już dużo lepiej, normalnie chodziłam do pracy, załatwiałam różne sprawy, spotykałam się z ważniejszymi klientami. Cieszyłam się, że w miarę szybko mi  to poszło. 
          Przeszłam przez ogromny łuk w ścianie, prowadzący właśnie do części, gdzie można było coś zjeść i czegoś się napić, zwłaszcza alkoholu. Moje serce nagle stanęło, tak jak i całe moje ciało, jakbym w czymś ugrzęzła. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Chciałam jak najszybciej stamtąd uciec, ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam. Byłam zmuszona do zmierzenia się z nim, z nimi. Jak najwolniej mogłam, posuwałam się do przodu. Serce waliło mi jak oszalałe i miałam wrażenie, że jest mi gorąco, a zaraz bardzo zimno. Co to wszystko miało do cholery znaczyć? Minęło trzy miesiące...
- Jesteś, Care, twoje martini. - przesunął kieliszek po blacie w moją stronę.
- Dzięki. - szepnęłam nieśmiało.
         Mój wzrok powędrował mimowolnie na Justina, którego spojrzenie utkwione było dokładnie na moich oczach. Nie wiedziałam kompletnie jak się zachować. Przygryzłam wnętrze policzka i nie mogłam oderwać się od głębi jego oczu, wciągały jak cholera. Myślałam, że więcej go nie zobaczę. Miałam nadzieję, że uda mi się zapomnieć o Bieberze i że jemu też będzie łatwiej zapomnieć o mnie, o całej krzywdzie, którą mu wyrządziłam. Chyba niestety nie było nam to dane. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku.
        Pokręcił głową i zaśmiał się pod nosem. To była kpina, czy raczej bezradność? Sama już nie wiedziałam, jak to interpretować. Wciąż nie mogłam oderwać się od jego ciemnych tęczówek. Uświadomiłam sobie, że przez te trzy miesiące, podczas których Justin śnił mi się kilka razy, a przede wszystkim jego oczy i uśmiech, tęskniłam za nim. Dokładniej za uczuciem, które wypełnia mnie, gdy jego spojrzenie spoczywa tylko na mnie. Cholera..
- Jak sobie radzisz? - powiedział przez zęby. Był zdenerwowany, a mimo tego, próbował być miły. To było wręcz niewykonalne. 
- D-dobrze. - wyjąkałam. - Powoli do przodu. - na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu. 
- Cieszę się. Jak firma?  - wkurzała mnie jego oficjalność. Ale czego mogłam wymagać?
- Ruszyła do przodu. Wciąż dużo pracy przede mną. Chace jest bardzo pomocny, wiele mu zawdzięczam. - nie wiem czemu to powiedziałam.
- Jasne. - prychnął, a na twarzy mojego towarzysza zagościł szeroki uśmiech. 
- Notowania są jak najlepsze, także wszystko idzie w dobrą stronę. - głos zabrał Chace. - Twój agent jest wymagający, ale dzięki współpracy z twoją firmą, odbiliśmy się od dna. - poprawił mankiet.
- Nie ma za co. - uniósł dłonie w górę i zmarszczył brwi. - Pójdę już, nie będę przeszkadzał. 
- Do zobaczenia, panie Bieber. - powiedział sarkastycznie Norbley.
       Justin nawet się nie odwrócił, nie spojrzał na mnie. Czyżby zapomniał już o tym, jak mocno mnie kochał? Nie wiem czemu, ale bardzo zabolała mnie jego obojętność. Minęło sporo czasu, ale przecież...
- Caroline! - wyrwał mnie z przemyśleń Chace.
- Tak? Przepraszam, zamyśliłam się.
- Pytałem, czy idziemy zatańczyć.
- Jasne, czemu nie. - dopiłam resztę drinka, już drugiego tego dnia i wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić na więcej. 
        Norbley ujął moją dłoń i udaliśmy się do części, gdzie był parkiet taneczny. Jedną rękę położył powyżej moich pośladków, a drugą nadal trzymał moją dłoń. Przyjęliśmy odpowiednia ramę i zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki. Dość wolnej, ale stanowczej. Nie wiem ile czasu minęło, gdy zauważyłam, że Chace chwilami znajduje się zbyt blisko mnie. Aktualnie nasze uszy prawie się stykały. Pomyślałam, by przerwać ten taniec, gdy zauważyłam Justina nieopodal nas, tańczącego z jakąś blondynką. Miała długie włosy, tak jak i nogi oraz krótką, obcisłą granatową sukienkę. Szeptała mu coś do ucha, on się śmiał. Nieustannie jeździła dłonią po jego bicepsie i przedramieniu. Bieber zdawał się jakby nie reagować, do tego momentu, gdy zauważyłam, że przejechał dłonią poniżej jej lędźwi. Coś we mnie jakby drgnęło i momentalnie odsunęłam się od Chace, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Justin nie przerwał swojego tańca, ciągle wpatrując się w moje zaszklone oczy. miałam wręcz wrażenie, że się śmieje.
- Co z tobą, Caroline? - spytał Chace. 
- Pocałuj mnie, Chace.
       Co?! Dlaczego to powiedziałaś idiotko?! Oczywiste. Na przekór. By pokazać mu, że mnie to nie rusza, że mam to w dupie. W rzeczywistości było zupełnie inaczej i naprawdę nie rozumiałam dlaczego. Kurwa mać!
      Mój towarzysz nie czekał zbyt długo, by wykonać moją prośbę. Wplątał jedną dłoń w moje włosy, drugą położył mi na policzku i złączył nasze usta w krótkim pocałunku. Nie poczułam nic specjalnego, nie było iskier i fajerwerków wokół nas. Gdy odsunął się ode mnie, widziałam, że był szczęśliwy, podczas gdy ja, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Spojrzałam w kierunku Justina, ale jego już tam nie było. Poszedł pieprzyć tą pannę, czy zobaczył całą sytuację i wyszedł ochłonąć?
- Miałem na to ochotę, odkąd cię ujrzałem, Caroline. Bardzo mi  się podobasz. - szepnął i ponownie mnie pocałował.
- Chodźmy się napić. - zasugerowałam, ujmując jego dłoń. 
        Po krótkim czasie sączyłam już trzeciego, mocnego drinka. Byłam nieźle wstawiona, ale próbowałam udawać, że tak nie jest. Odbyliśmy kilka rozmów z jakimiś biznesmenami i przedsiębiorcami. Właściwie to rozmawiał Chace, gdy ja byłam zajęta rozmyślaniem co robi i gdzie jest Bieber. Żałowałam tego pocałunku, nie dość, że skrzywdziłam ich obu, to jeszcze siebie i to wszystko na własne życzenie. Chciałam uciec.
      Nawet nie zorientowałam się, kiedy Chace postanowił odprowadzić mnie do łazienki, już któryś raz z rzędu. Mieliśmy już wychodzić, ale wiedziałam, że jeśli nie zaliczę jeszcze jednego kursu, zsikam się w samochodzie Chace'a. 
- Poszekasz tu? - wymamrotałam do niego,gdy znaleźliśmy się przed drzwiami damskiej toalety.
- Skarbie, może wejdę z tobą, co? - mruknął mi do ucha.
- Po co? - zaśmiałam się. - Umiem robić siku. - ale pijana byłam.
      Chace otworzył drzwi i pokazał dłonią, bym weszła do środka, następnie wślizgnął się od razu za mną. Złapał mnie za dłoń i lekko pociągnął w swoją stronę, łącząc nasze usta. Nie wiem czemu odwzajemniłam pocałunek, pewnie dlatego, że było mi już wszystko jedno. Ale zupełnie się nie wkręciłam, więc szybko go przerwałam i znacznie odsunęłam.
- Idź stąd. - powiedziałam głośniej.
- Daj spokój, wiem, że też mnie pragniesz. - powiedział.
      Zaczęłam się śmiać, ale trwało to tylko krótką chwilkę. Chace przygwoździł mnie do ściany i wtedy nagle otrzeźwiałam, trochę. Przestraszyłam się go, nie wiedziałam do czego był zdolny. W tym momencie uświadomiłam sobie co zrobiłam. Pozwalając mu się pocałować, uzmysłowiłam mu, że go chcę. A tak przecież nie było!
- No dalej, mała. - zaczął całować mnie po szyi. 
      Alkohol krążący w moim organizmie, sprawiał, że było mi coraz bardziej niedobrze. Nie miałam nawet siły go odepchnąć od siebie, gdy zostawiał mokre pocałunki na moich obojczykach. Zaczęłam jęczeć, ale nie z przyjemności, tylko z bólu i braku chęci. Miałam nadzieję, że ktoś to usłyszy, lecz nikt nie nadchodził mi z pomocą. Musiałam zebrać w sobie wszystkie siły i coś zrobić.
- Przestań! - udało mi się powiedzmy krzyknąć.
       Moje modlitwy zostały wysłuchane, bo usłyszałam, jak drzwi otwierają się z hukiem, w momencie, gdy Chace schodził na mój dekolt. 
- Masz trzy sekundy, żeby zdjąć z niej te łapy. - warknął, a ja poczułam, jak łzy spływają mi po policzku.
      Świeże powietrze dopłynęło do mnie i nie czułam już ucisku na klatce piersiowej, gdzie przed sekundą spoczywał ciężar Chace'a. Poczułam, jak kręci mi się w głowie, nie mogłam unormować oddechu, miałam cholerna deja vu. To kiedyś już się zdarzyło, tak już było! 

"Zupełnie nie wiedziałam co się dzieje. Prawie nie czułam, by Scott mnie dotykał. Widziałam go, ale nie byłam w stanie zaprotestować. Byłam taka ciężka, nogi mi się uginały, chwilami nie mogłam udźwignąć własnych powiek. Wiedziałam jedno, nie było mi dobrze. Przestałam nawet krzyczeć i się szamotać, bo i tak wiedziałam, że nie miałam szans. Modliłam się tylko, by ktoś mi pomógł, czując, że odpływam. 
- Masz trzy sekundy, żeby zdjąć z niej te łapy. - usłyszałam głos wybawiciela, a to było ostatnie co zapamiętałam."

     Wszystko nagle zaczęło we mnie uderzać. Nie mogłam sobie z tym poradzić. Upadłam na kolana, widząc, jak Justin okłada pięściami Chace'a. Nie mogłam nic zrobić, ponieważ łzy i szlochy uniemożliwiły mi jakiekolwiek działanie. Co najdziwniejsze, nie to było w tym momencie najważniejsze. W głowie nieustannie zaczęły przewijać się dziwne obrazy, których totalnie nigdy w życiu nie przeżyłam. Przynajmniej sobie nie przypominam. Do cholery, niech to się skończy! Złapałam się za głowę, która niemiłosiernie mnie rozbolała. 

"Nagle fotel obrócił się w naszą stronę i ujrzałam nieprzeciętnego wzrostu mężczyznę, szatyna. Włosy miał lekko zaczesane w tył. Ubrany w ciemny, granatowy garnitur, białą koszulą i czarny krawat. Wstał niemal natychmiast i okrążył biurko, zmierzając w moją stronę. Przyznam, że był cholernie przystojny i zorientowałam się, że mam uchylone usta i wpatruję się w niego, jak idiotka. 
- Justin Bieber, prezez firmy Bieber's Company. Miło mi poznać. - ujął moją dłoń, całując ją. Cholera!"

"- Nie będę się z tobą umawiać!
- Jeszcze będzie pani o to prosić, panno Braun. – zaśmiał się pod nosem i uniósł mnie nad ziemię, chwytając w swoje ramiona."

"- Dokąd mnie zabierasz?
- Nie lubisz niespodzianek? - zaśmiał się cicho. 
- Jaką mam pewność, że nie chcesz mnie wywieźć do lasu, zgwałcić, albo zamordować? - pokręciłam głową.
- To nie byłby gwałt, kochanie. - spojrzał w moim kierunku i ukazał białe zęby w uśmiechu. "

"Przejechałam dłonią po linii jego barków, czując jego pracujące mięśnie. Zachowywaliśmy się, jakbyśmy mieli za chwilę pieprzyć się przy tej ścianie. Krew w moich żyłach buzowała, a ja chciałam więcej. Moje ciało wrzeszczało, błagając o więcej."

"- Jesteś pieprzonym kłamcą!
- Jesteś moją doskonałą bronią.
- Dlaczego akurat mi to zrobiłeś?
- Nie miałem innego wyboru, Caroline, nie chciałem cię krzywdzić, ale nie mogłem się wycofać, po prostu nie mogłem, rozumiesz?"

"- Czemu przywiozłeś mnie na cmentarz Justin? - ominęła temat.
- Leży tu moja matka. - spiąłem usta, zaciskając szczękę, a mimowolnie i pięść, w której trzymałem jej małą dłoń. "

"- Jesteś moja? - wyszeptał niemal bezgłośnie.
- Tak, Justin..Tylko twoja."

     
        To były wspomnienia! Moje wspomnienia, które starałam się tak długo odzyskać! Nie mogłam wytrzymać bólu głowy, rytmu mojego serca i emocji, które pragnęły wyjść na zewnątrz. Nie wiedziałam co zrobić, co się dzieje. Czułam się strasznie, a z drugiej strony... Kurwa.. Wszystko już pamiętam. To nie możliwe..
- Hej, Caroline! Patrz na mnie! Otwórz oczy! Mała! - mówił do mnie.
      Starałam się unormować oddech, moje starania zbyt wiele nie przyniosły, wiec przez łzy starałam się dojrzeć jego oczy. Wierzchem dłoni przetarłam powieki, a obraz nieco wyostrzył się. Wpatrywałam się w jego twarz, w osobę, z którą tak wiele miałam wspólnego. Na osobę, którą jako jedyną kochałam kiedykolwiek. Tylko jego. Zarzuciłam mu dłonie na szyję i ponownie wybuchłam jeszcze większym płaczem. Zupełnie nie mogłam się opanować. Rozpierała mnie ciekawość i szczęście.
       Zdezorientowany Justin nieśmiało położył dłonie na moich plecach, obejmując mnie. Po chwili wzmocnił uścisk i poczułam, że tęsknił tak bardzo, że nikt nie jest w stanie tego pojąć. Było mi tak bardzo wstyd, że cierpiał przeze mnie tyle czasu. Nie zasługiwałam na niego. Nie miałam prawa znowu mącić w jego głowie, ale zasługiwał na to, by znać prawdę. 
- Justin.. - szepnęłam drżącym głosem. 
       Odsunął się ode mnie, wpatrując w moje oczy, podczas gdy jego, były zaszklone. Cholera..
- Ja.. Odzyskałam wspomnienia, pamiętam wszystko.
      Jego źrenice gwałtownie rozszerzyły się, jego usta rozchyliły. Przeczesał dłonią włosy i wciągnął powietrze do płuc i wypuścił bardzo powoli. Nie wiedziałam jak zareaguje, co powie. Co chce dalej z tym zrobić. Czy chce mnie..? 
      Już otwierałam usta, by coś powiedzieć, a on klęknął na podłodze, by ponownie znaleźć się na tym samym, poziomie co ja i ujmując moją twarz w dłonie, złączył nasze usta. Moje serce cudem nie wyskoczyło z klatki piersiowej. Chyba nigdy się tak nie czułam. Ta chwila mogłaby trwać wieczność. 



___________________________________
Przepraszam za tak długą przerwę.. Nie będę się tłumaczyć. Bez sensu :(

Wstawiam ostatni rozdział!
Niedługo pojawi się jeszcze epilog. 

Pożegnajcie Jusline..

KOMENTUJCIE.

nowe ff już w drodze--> KLIK

14 komentarzy:

  1. Nie, nie możesz skończyć tego ff! Jest cudowne! :(( rozdział fantastyczny *__* cieszę się, że odzyskała pamięć aww <3

    OdpowiedzUsuń
  2. genialne :3 w koncu jej sie udało :p

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie możesz nas zostawić! :)
    Rozdział świetny i mam nadzieje, że jeszcze się namyślisz i wiele przed nami ;)
    Czekam nn♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie!!! To nie może się skończyć :'( to jedno z najlepszych opowiadań, jakie w życiu czytałam.

    OdpowiedzUsuń
  5. jak to ostatni rozdział ? coo, mam nadzieję że jeszcze się namyślisz i nas nie zostawisz..rozdział cudowny, jak zwykle zresztą :*
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojej wreszcie, świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. to serio juz będzie koniec? chociaż jak widać zakończenie będzie szczęśliwe wiec to dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Omg no nareszcie taaak wrocila pamiec*-* ta koncowka uwielbiam *___* rozdzial cuuudowny :** @nxd69

    OdpowiedzUsuń
  9. co?! to nie może być żaden koniec, nie :(((((((((

    OdpowiedzUsuń
  10. Juz koniec?? Jak to??? Nareszcie odzyskala pamiec! Bd happy end!

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham to opowiadanie tak bardzo ze to az boli.. Cudowny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział :)
    Czekam nn♥

    OdpowiedzUsuń